wtorek, 22 października 2024r.
Home
Strona internetowa Towarzystwa Przyjaciol Kamienia w Kamieniu.
Stare rodziny chłopskie: autor Konstanty Radomski (komentarz) PDF Drukuj Email
czwartek, 15 sierpnia 2024 15:54

     Konstanty Radomski był autentycznym „pisarzem gminnym” cokolwiek by to oznaczało, potrafił opisywać życie w Kamieniu takim jakie widział na własne oczy, używając określeń charakterystycznych dla ludności tej miejscowości oraz okolic. Konstanty Radomski jest też miejscowym etnografem - folklorystą, to bardzo cenny tekst dla etnografów! Tekst Kostka Radomskiego ma wartość historyczną, bo niewątpliwie bezpodstawnie w ten sposób tego nie opisuje, musiały istnieć w owym czasie takie wyrażenia, skoro On tak opisuje znane mu fakty z życia sąsiadów i jego rodziny! Kostek tego sobie nie wymyślił? To jest kronika o znaczeniu historycznym. Pamiętamy to co opowiadali nam nasi dziadowie, moja babcia Antonina opowiadała o naszych przodkach, o krewnych skąd pochodzą, za kogo wychodziły jej siostry za mąż, a bracia z jakimi pannami się żenili, gdzie mieszkali, które pola były ich własnością i czyje to było wiano przy ożenku. Dziadek Marcin natomiast zawsze się chwalił domem, ulubioną kobyłą „Siwą”, przestrzegał nas przed bodącym baranem, który czuwał na podwórku i był zawsze gotowy atakować przybysza!

     Czytanie pamiętników Konstantego Radomskiego przez mieszkańca miasta, albo przez kogoś ze Śląska, czy z Wielkopolski może stanowić problem ze zrozumieniem niektórych określeń. Dla tych czytelników przydatny będzie Słownik gwary lasowiackiej Kamienia i okolicy autorstwa Jan Kutyły. Dla mieszkańca Kamienia zrozumienie tekstu nie powinno stanowić żadnego problemu, te określenia tam nadal są używane, choć coraz częściej młodzi będąc w szkole średniej i na studiach zmuszeni są dostosować swój język do wymogów szkoły i uczelni. Sam doświadczyłem w kontakcie z innymi uczniami szkoły średniej tych różnic językowych. Bardzo się nie podobało jednemu takiemu Walentemu z lubelskiego z pod Tomaszowa, że ja mówię „na pole”, a nie „na dwór”? Pytałem go w tedy, czy mieszkał na dworze tzn. na dachu, czy we dworze, choć tak faktycznie to mieszkał w „czworakach”. W każdej zagrodzie była tzw. „wygódka” - „sławojka” i najczęściej wyjście „na pole” kojarzone było z udaniem się na zewnątrz budynku mieszkalnego. Teksty Konstantego Radomskiego zawierają określenia używane w Kamieniu i stanowią one cenną wartość dla badaczy dialektów. Są zauważalne różnice w wymowie, tonacji niektórych określeń mieszkańców Wólki Łętowskiej, czy Wolanów. Nawet niektórzy potrafili rozpoznać po wymowie pewnych słów skąd dany rozmówca pochodził. W wymowie mieszkańca Wólki „cheę” więcej słychać liter „e” i „ę”, w Kamieniu „o” - „łoo”, a zamiast „ą” mówią „chcoom”?

     Konstanty Radomski w swoim tekście powołuje się na znane przysłowia - „porzekadła” i powiedzenia charakterystyczne dla tych miejscowości np.: "gdzie chleb i woda, tam niema głoda”, "co boskie - Bogu, co cesarskie - cesarzowi, a pozostałość sobie", "żony, krowy i konia szukaj u sąsiada, gdzie nie tylko zalety, ale i wady ukryte będą ci znane”. Szczególnie to ostatnie porzekadło może mieć właśnie swojskie pochodzenie i jest oparte na własnych doświadczeniach. Przeszukując Internet nie spotkałem się z takim powiedzeniem, choć w domu mama o czymś podobnym mówiła do swoich córek, ale żadna nie posłuchała, choć kolega „smalił cholewki” do jednej z nich? I mnie samego diabli ponieśli daleko od domu na drugi kraniec Polski.

     Przepisując tekst do edytora celem opublikowania na stronie Towarzystwa Przyjaciół Kamienia w Kamieniu napotkałem określenie „obszerny płat dwukonnej łąki”? Wiadomo, mowa jest o łące, „dwukonnej”, to ile w końcu tej łąki może być? Sprawa wymagała konsultacji z Panem Józefem Czubatem, który jest niezawodny w wyjaśnieniu takich zagadek i okazuje się, że w Kamieniu bardzo ważna jest droga, która służy też jako pastwisko, a gdy nie jest używana jako łąka do koszenia trawy dla krów, konia. Pamiętamy, że kamieńskie pola ciągną nieraz i 2 kilometry, więc jest to też bardzo cenny szmat ziemi o szerokości zaprzężonych dwóch koni do wozu!

     Najcenniejszym zapisem są teksty przyśpiewek weselnych, które teraz raczej trudno usłyszeć, choć ilość zespołów grających na weselach zdaje się być bardziej liczna niż w czasach opisanych w tym tekście:

Wianek donosiła i to bielusieńki
nie tak, jak to teraz, kamieńskie dziewuszki.

     Cytat ten zawiera niepochlebną opinię o naszych „dziewuszkach”? Że to wstyd na całą wieś, co się teraz porobiło, nikt o wianuszek nawet nie pyta, liczą się już inne walory panien na wydaniu? Wypominano za krótkie weseliska i zbyt mało wypieków i kapuśniaków nima! Oj nieładnie nam przyśpiewują, ale odpowiedzi były też mocne, że im w pięty poszło. Godna uwagi jest kolejna przyśpiewka:

Spodobały mi się muzykanta oczy.
Muzykanta oczy, muzykanta mina
Tylko to nieszczęście, że majątku nima.

     Kiedyś muzykanci nie byli zbyt bogaci, ale za to przystojną figurą, wesołe życie, ciągła zabawa przyciągała dziewuszki.

     Szczerze polecam do przeczytania wszystkie teksty Konstantego Radomskiego i te które się ukażą.


Zachęca: Władysław Wąsik

 
Jan Sikora 1930-1991 PDF Drukuj Email
sobota, 13 lipca 2024 18:09

     Autorzy artykułu „Dzieje wsi Podlesie i wsi Krzywa Wieś” opublikowanego w „Echu Kamienia” - gazety Towarzystwa Przyjaciół Kamieni nr 7 z 1998 r., wymienili nazwisko i imię zasłużonego mieszkańca Krzywej Wsi - Profesora Jana Sikorę.

     Informacja ta zainspirowała Pułkownika Józefa Rodzenia s. Michała, aktualnie mieszkańca Słupska, do przesłania informacji o życiu Jana Sikory. Jak pisze Józef Rodzeń, w uzyskaniu informacji wykorzystał spotkania z Janem Sikorą, rozmowy z Wojciechem Stasiakiem - bliskim kolegą Jana Sikory i informacje z opracowań znajdujących się w Internecie.

     Cytuję treść informacji przesłanej dla Towarzystwa:

     „Jan Sikora (1930-1991) - Rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej, autor prac naukowych, Konsul Generalny PRL w latach 1976-1980. Ukończył szkołę podstawową w Kamieniu, następnie Liceum Ogólnokształcące w Nisku. Po ukończeniu liceum w 1950 r. rozpoczął studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W 1958 uzyskał dyplom magistra historii, a po dwóch latach dyplom magistra filozofii. W 1962 r. na Uniwersytecie Warszawskim obronił doktorat, do którego przygotował się, będąc na stażu naukowym we Francji. W 1988 otrzymał tytuł Profesora. Jan Sikora przez okres trzech kadencji pełnił stanowisko rektora wyższej Szkoły pedagogicznej w Olsztynie. Zmarł w wieku 61 lat. Rodak gminy Kamień, zasłużony dla Olsztyna i naszej Ojczyzny”.


Kamień lipiec 2024 r.

Przygotował do druku JC

 
Studnia "Browar" w Górce PDF Drukuj Email
piątek, 04 grudnia 2020 20:49

     Towarzystwo Przyjaciół Kamienia w 2005 roku dokonało remontu zabytkowej studni zwanej „Browar”. W gazecie wydawanej w tym czasie przez Towarzystwo ukazał się z tej okazji artykuł na ten temat, opracowany na podstawie informacji Henryka Rodzenia s. Kazimierza i Józefa Rodzenia s. Michała, zebranych przez Józefa Czubata, potomka pierwszego właściciela studni. Fragmenty tego artykułu zamieszczamy poniżej.

     Studnię tę wybudował w latach 1880-1881, dla potrzeb swojego gospodarstwa rolnego, mieszkający tam Walenty Bochenek, także fundator przydrożnej kapliczki w Górce i wójt Gminy Kamień. Potrzebował on dużo wody, ponieważ posiadał spore gospodarstwo, w tym trzy pary koni i kilkanaście sztuk bydła. Wykopał więc bardzo szeroką i głęboką, jak na ówczesne czasy, studnię przy drodze. Przyjęła się dla niej nazwa „Browar”, która funkcjonuje do dziś. Była ona znana w całej wsi i okolicach, ponieważ nawet w okresie największej suszy była w niej woda. Przyjeżdżali po nią gospodarze z innych części Kamienia, zwanych wtedy Podkościele, Dół, Rupcie, Róg, czekali z wozami w kolejce, czasem od najwcześniejszych godzin porannych, a w wielkie susze nawet przez całą noc. Swój sukces studnia zawdzięczała obfitemu dopływowi, tak że można było czerpać z niej przez całą dobę, z niewielkimi przerwami, nawet podczas suszy, kiedy inne studnie w okolicy wyschły.

     Gdy przed studnią ustawiały się długie kolejki z furmanek konnych miejsce to stawało się miejscem spotkań towarzyskich; można było porozmawiać, poznać najnowsze wieści z okolicy, poplotkować, popolitykować, a często i pokłócić się o to, kto ma pierwszy czerpać wodę.

     Woda ze studni „Browar” ceniona była w dawnych czasach za dobry smak i miękkość, dzięki której myte nią włosy były błyszczące i zdrowe. Mówi się, że dlatego chłopcy z tego terenu mieli bujne czupryny, a dziewczęta piękne, mocne włosy. Do tej pory zrobiona z niej herbata ma wyśmienity smak.

     Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Kamienia w 2005 roku postanowił zaopiekować się studnią, która stanowiła już wtedy zabytek, przywrócić jej dawny wygląd i uporządkować teren wokół niej. Zamontowano nowy żuraw, składający się z tzw. kuli i strzały, drewniane wiadro do czerpania wody, poprawiono dębową cembrowinę oraz postawiono drewniane poidło dla koni i krów. Prace stolarskie wykonał społecznie właściciel Zakładu Stolarskiego „Chata” w Kamieniu Tadeusz Wakuła.

 

    

Na zdjęciach z 2005 roku przy pracy: Franciszek Rurak, Radny Gminy Kamień, bracia Józef i Antoni Sądejowie oraz członkowie zarządu Towarzystwa Przyjaciół Kamienia Józef Czubat - Przewodniczący, Jan Orszak - Zastępca Przewodniczącego, Paweł Gutowski - Członek Zarządu (dodatkowe zdjęcia w galerii)

 

Na zdjęciu wykonawcy renowacji studni w 2020 roku Stanisław Sudoł, Józef Piekut i Arkadiusz Wakuła

Na zdjęciu studnia „Browar” w Górce przed renowacją w 2020 roku

zdjęcia wykonali: Aleksandra Marciniec i Jan Orszak

 

     Po dwudziestu latach, w bieżącym 2024 roku, Towarzystwo Przyjaciół Kamienia podjęło dalsze prace rekonstrukcji tego zabytku. Zakupiono drewniane wiadro do czerpania wody, wykonane z drewna dębowego oraz zamontowano poidło. Zostało ono wykonane na wzór tego z drugiej połowy XIX wieku, z drewna jodłowego, przez Bolesława Sądeja i przez niego zamontowane. Nie zapomniano o belce, do której przywiązywano pojone zwierzęta.

     Przy konserwacji studni pomogła Rada Sołecka Kamienia-Górki i Wspólnota Serwitutowa.

    

 

        

     Mamy nadzieję, że pokażecie swoim dzieciom, wnukom i wakacyjnych gościom starodawną studnię zwaną Browarem i opowiecie, jak dawniej dawano pić koniom i krowom.

 


 

     Zamontowane tam urządzenia działają, można czerpać wodę, spróbować czy jest smaczniejsza niż ta z kranu, wylewać ją do poidła dla zabawy dzieci. Tym bardziej, że studnia musi być używana, by świeża woda mogła do niej napływać.

     W Kamieniu mówiono, że w browarze piwa nie zabraknie, tak jak wody w studni w Kamieniu-Górce.

 

Zdjęcia studni po renowacji w 2024 wykonał Jan Orszak

op. JC

Zmieniony: niedziela, 09 czerwca 2024 13:31
 
"Wspomnienia o mieszkańcach wsi Nowy Kamień - kolonii niemieckiej Steinau" PDF Drukuj Email
środa, 22 maja 2024 18:05

     Wspomnienia spisane przez Konstantego Radomskiego mieszkańca Gminy Kamień są godne polecania do przeczytania - zapoznania się z naszą historią. Konstanty był „pisarzem gminnym”, a sam o sobie pisał, że był „pisarczykiem”. Piastował tę funkcję urzędową do 1934 r., później awansował na zastępcę „sekretarza gminy”. Wspomnienia bardzo realnie ukazują nam nasze rodzinne strony i życie swojskie oraz gospodarcze aspekty tej miejscowości. Konstanty Radomski był w zasadzie samoukiem o bardzo racjonalnym spojrzeniu na te czasy. Ważna była rola „pisarza gminnego” wśród mieszkańców w większości niepiśmiennych, zdarzało się, że wybrany wójt też był analfabetą. Jak sam mówił: „pisarz był mózgiem gminy i w hierarchii wiejskiej szedł po organiście”. W lipcu 1944 r., kiedy Gmina Kamień liczyła ponad dziesięć tysięcy mieszkańców i obejmowała pięć gromad, objął funkcję sekretarza Gminnej Rady Narodowej. Przepracował w administracji Gminy Kamień w sumie czterdzieści lat, w tym przez ostatnich dwadzieścia lat kierował Urzędem Stanu Cywilnego.

(http://www.tpkamien.pl)

     Biorąc powyższe pod uwagę, Konstanty Radomski mając tak szeroki dostęp do informacji jest wiarygodnym świadkiem historii naszej miejscowości, urzędnikiem o odpowiednich kompetencjach oraz bacznym obserwatorem dziejów, które potrafił opisać z wielkim talentem i rzetelnością. Z tekstu dowiadujemy się o faktach z opisami godnych ludzi uczestniczących w tych wydarzeniach, zasłużonych mieszkańców wsi. Był „Pisarczykiem” z wielką pasją i ze smykałką do pisania. Potrafił pisać o dobrych cechach naszych przodków, chwalił za dobre działania ówczesnych mieszkańców, ale też miał odwagę mówić o wadach i niegodnych postępkach swoich rodaków, krytycznie oceniając ich postawę. To wszystko z tych wspomnień można się dowiedzieć.

     Przepisując maszynopis do edytora elektronicznego tekstów zauważyłem dużą zbieżność z tym, co słyszałem od swoich rodziców, dziadków, ciotek, stryjów oraz sąsiadów i znajomych. Dziadek Marcin Wąsik i ojciec wielokrotnie podkreślali dobre cechy naszych dawnych sąsiadów Niemców i Żydów. Przejęty sposób uprawiania ziemi, porządek w domu i na podwórzu oraz przed posesją na gościńcu był jako coś normalnego, część z tych zwyczajów, postaw prospołecznych, gotowości pomocy i takiej nie udawanej życzliwości przyjęli Polacy jako swoje.

     Do dzisiaj funkcjonują niemieckie nazwy: pól, dróg, pastwisk, narzędzi, sposób i czynności przy uprawie pól, sprzętu rolniczego. Opisane legendy uznawane są jako nasze, prawdziwe, gdyż potwierdzają to fakty z życia współczesnego, jakie doświadczaliśmy codziennie w naszych rodzinach. O działaniach czarcich mocy w okolicach cmentarza, na mokradłach, olszynkach i wyrobiskach cegielnianych na polach Linksajtu i Rechtsajtu, znamy je z opowiadań i swoich przygód. Wielu mieszkańcom pracującym w Stalowej Woli, niektórym nawet dość często, szczególnie w dniach wypłaty zdarzało się wstąpić do tutejszej gospody z własnej potrzeby lub podszeptów wewnętrznego, niewidzialnego doradcy. Później już idąc do domu, za radą spotkanego na drodze usłużnego jegomościa o dość nietypowym wyglądzie, który nie zostawiał śladów stóp na piasku, tylko jakby ślady kopyt, a zaciągał trochę z niemiecka, zwracał się do nas imieniem Christof (?), zachęcał do wypicia jeszcze jednego „siwaczka” okowity, tak dla kurażu i poprawy samopoczucia, czego nikt nie śmiał temu „jegomościowi” odmówić.

     Zdarzało się też, że ktoś nagle nie wracał do domu z pracy. Taki przypadek zdarzył się po sąsiedzku, pewnego dnia sąsiad nie wrócił z pracy, sąsiadka pytała nas, czy nie widzieliśmy jej męża? Nie wiadomo co się z nim działo, ale po paru latach wrócił do domu, tylko już z dość dużym przychówkiem?

     Sam też doznałem pewnego rodzaju tzw. „pomroczności jasnej” i gdyby nie pawie u mojego kolegi Adasia Klimka, to być może, bym się błąkał tam do dzisiaj, usłyszałem znajome głosy ptaków, dzięki którym udało mi się bezpiecznie trafić do domu. W naszych olszynkach pewnego razu spotkałem dziwnego człowieka w fantazyjnym stroju zbierającego czarne jagody kruszyny, których było w tym roku zatrzęsienie, tylko mama zabraniała je zrywać, a ten się nimi objadał i nic mu nie było? Na uwagi, że sobie pewnie pomylił je z jeżyną, ten schował się za gęstwinę i zniknął bez śladu? Od tego spotkania już nie mogłem pozbyć się myśli, że to był ktoś z nie z tego świata.

     Takie wizyty dziwolągów nazywane były „spotkaniami trzeciego stopnia” miały swoje miejsca do objawień, które potrafiły przyciągać niektórych ludzi. W okolicach Steinau było nawet kilka takich miejsc, które staraliśmy się omijać, co nie zawsze było możliwe. Takim miejscem był cmentarz. Jeśli już szliśmy przez cmentarz, zawsze było nas minimum dwóch.

     Mój kolega szkolny Genek Partyka, był wypożyczyć książkę w bibliotece i wracając szedł do domu omijając cmentarz od południowej strony, gdzie dawniej na skarpie była trupiarnia i gdy mijał ten obiekt w oknie zobaczył kobietę w strasznych łachmanach, więc zaczął uciekać przez pola do domu, lecz kobieta błyskawicznie stanęła mu na drodze ucieczki i poprosiła o książkę, którą bez oporu jej oddał i uciekł do domu. Następnego dnia poszliśmy w trójkę do trupiarni i książka leżała na stole, tak jakby ją ktoś tam czytał?

     Miałem i ja też podobną przygodę cmentarną, wracając wieczorem z gospody z kanką piwa na wysokości bramy wejściowej na cmentarz stała zakonnica z dłońmi złożonymi do pacierza, jak ją zobaczyłem zacząłem biec do domu z tym piwem, i jak się zjawiłem w domu wszyscy byli zdziwieni, że tak szybko wróciłem i pytali tylko czy kupiłem to piwo, jak im opowiedziałem kogo spotkałem przed cmentarzem, śmiali się ze mnie, że się boję zakonnicy, zwróciłem im uwagę na pewien fakt, że zakonnic w Kamieniu nie ma, więc skąd, miała stać akurat tam ta zakonnica?

     Jak z powyżej przedstawionych relacji wynika, wspomnienia opisane przez Konstantego Radomskiego mają swój dalszy ciąg też w tych nowszych czasach. Ja sam znałem Konstantego, pamiętam jak zbierał pieniądze do kapelusza na dzwon kościelny wśród uczestników wciągania dwóch dzwonów na dzwonnicę. Zapewne sam Konstanty mnie nie znał, gdyż byłem tylko małym chłopaczkiem gapiącym się na to ważne wydarzenie w naszej parafii.

     Maszynopis wspomnień ma pieczęć parafii i sygnaturę akt parafialnych, gdyż autor w obawie przed władzami socjalistycznymi i osobami, które zostały negatywnie ocenione we wspomnieniach mogły ten dokument minionych czasów zniszczyć i nie dopuścić do ujawnienia prawdy, złożył ten maszynopis u Proboszcza. Dzięki zdolności przewidywania możliwych zdarzeń i zapobiegliwości samego autora maszynopis wspomnień teraz można udostępnić dla ogółu społeczności Kamienia. Zachęcam do przeczytania tych wspomnień „Pisarczyka” Kostka Radomskiego, przedstawiające historię w bardzo interesujący sposób!


Poleca i co nieco też wspominał, szperacz: Władysław Wąsik

 
« PoczątekPoprzednia12345678910NastępnaOstatnie »

Strona 2 z 42

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 46 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS