wtorek, 16 kwietnia 2024r.
Home
Strona internetowa Towarzystwa Przyjaciol Kamienia w Kamieniu.
Wiktor Legutko - człowiek wielkiego serca, animator kultury, oświaty, rozwoju spółdzielczości, wieloletni kierownik Szkoły Podstawowej w Kamieniu PDF Drukuj Email
wtorek, 10 października 2023 16:50

 
445. rocznica lokacji Kamienia PDF Drukuj Email
niedziela, 13 listopada 2022 20:15

     14 września 1578 roku król Polski Stefan Batory (drugi elekcyjny) wydał we Lwowie akt lokacyjny, na mocy którego została założona na ziemiach królewskich nasza rodzinna wieś Kamień.

     Co wiemy o królu?

     Urodził się 27 września 1533 roku w Somlyo, jego ojcem był Stefan Batory (1477-1534) wojewoda Siedmiogrodu, a matką Katarzyna Telegdi. Miał dwóch braci, byli starsi od niego: Andrzeja i Krzysztofa. Świetnie znał łacinę, miał wyrobiony charakter pisma. W młodości bawił na dworze wiedeńskim, jeździł z misją do Włoch. Kilka miesięcy studiował na najświetniejszym wówczas uniwersytecie w Padwie, uczył się sztuki rządzenia, polityki i rycerskiego rzemiosła w ciągłych walkach z Turkami. W początkowych latach wychowaniem przyszłego króla zajmowała się matka - Katarzyna Telegdi, a po jej śmierci najstarszy brat Andrzej. 24 maja 1571 roku Stefan Batory został wojewodą Siedmiogrodu, w tym dniu został także jednogłośnie okrzyknięty udzielnym władcą jako liber princepsTranssilvaniae.

     Był najwybitniejszym politykiem swoich czasów i wielkim patriotą węgierskim. Jego najważniejszym marzeniem było wyzwolenie i zjednoczenie ojczyzny Siedmiogrodu.

     15 grudnia 1575 roku odbyła się w Rzeczpospolitej kolejna elekcja, podwójna. Większość Senatu Rzeczpospolitej Obojga Narodów opowiedziała się za cesarzem Maksymilianem II, zaś masy szlacheckie okrzyknęły królem ostatnią Jagiellonkę - Annę, wybierając jej za męża księcia Siedmiogrodu Stefana Batorego.

     1 maja 1576 roku w katedrze wawelskiej Stefan Batory poślubił Annę Jagiellonkę i otrzymał koronę królewską. W chwili zawarcia związku małżeńskiego król miał 44 lata (tak długo był kawalerem). Jego wybranka miała już 54 lata. Wyboru Batorego na króla nie uznał jednak Gdańsk. Ostatecznie miasto uznało władzę króla 12 grudnia 1577 roku. Ukorzyło się i od tej pory stało wiernie przy królu hojnie, wspierając go finansowo.

"Stefan Batory" - Malarz: Marcin Kober. Najsłynniejszy z portretów króla, zachowany w klasztorze Misjonarzy na Stradomiu w Krakowie

 

     Zasługi króla:

     19 maja 1577 na synodzie duchowieństwa polskiego w Piotrkowie przyjęto uchwały soboru trydenckiego, w tym decyzję o przyjęciu kalendarza gregoriańskiego. Reformy tej dokonano ostatecznie w 1582 roku. Wprowadziły ją na początku tylko kraje włoskie, Hiszpania, Portugalia i Rzeczpospolita. Jej zwolennikiem jej był również król Stefan.

     Na sejmie w 1578 roku podjęto decyzję o utworzeniu piechoty wybranieckiej. Tworzyli ją wybrańcy - chłopi z dóbr królewskich. Posiadacz co dwudziestego łanu był zwolniony z odrabiania pańszczyzny i innych ciężarów w zamian za służbę w wojsku w razie wojny i odbywanie ćwiczeń wojskowych w niedzielę. Na jego rynsztunek składali się posiadacze pozostałych 19 łanów. Pracowali za niego na pańskim polu, a w czasie wojny obrabiali jego rolę. Siła bojowa piechoty została wykorzystana przez króla w czasie wojny o Inflanty. Piechota wybraniecka stała się symbolem chłopskiego patriotyzmu i chłopskiej krwi wylanej w obronie ojczyzny. Obronę rubieży powierzył król kozakom rejestrowym. Nadał im król dowódców, sztandar z Białym Orłem i surowy regulamin. Sprowadził także do kraju kilkunastu inżynierów z zagranicy i zapoczątkował funkcjonowanie oddziałów saperskich. Mieli za zadanie budować mosty pontonowe, ryć podkopy pod twierdzami przeciwnika, sypać umocnienia polowe. Jako pierwszy król Stefan Batory planował każdą kampanię wojenną w oparciu o mapy.

 

Polscy żołnierze z XVII wieku na rysunku Bohdana Wróblewskiego. Z lewej strony piechur wybraniecki, z prawej dragon - Muzeum Wojska Polskiego

 

     3 marca 1579 został ustanowiony Trybunał Koronny. Najwyższym sędzią w kraju był król, nie mógł jednak faktycznie sprawować tej funkcji, dlatego ustanowiono sąd apelacyjny, który działał na terenie Królestwa.

     1 maja 1579 roku król wydał akt fundacyjny i założył Akademię Wileńską. Uczelnia powstała z przekształcenia Kolegium Jezuitów w Wilnie w uniwersytet. Jej pierwszym rektorem był znany jezuita ksiądz Piotr Skarga.

 

Uniwersytet Wileński, dziedziniec - pobrano z Wikipedia org.pl

 

     W 1579 roku rozpoczął wojnę o Inflanty z Iwanem IV Groźnym. Zorganizował trzy kampanie: w 1579 zdobył Połock, w 1580 roku Wielkie Łuki a w 1581 uderzył na Psków. Niestety nie udało się mu go zdobyć. Wojna zakończyła się podpisaniem 15 stycznia 1582 roku w Jamie Zapolskim rozejmu na 10 lat. Król odzyskał Inflanty i zdobył ziemię połocką. Stefan Batory odepchnął Rosję na ponad 120 lat od Bałtyku.

     Ostatnie lata król poświęcił na przygotowania do wojny z Turcją, by przywrócić swojej ojczyźnie wolność. Plan nie został zrealizowany, bowiem śmierć przerwała przygotowania.

     Zmarł w Grodnie 12 grudnia 1586 roku. Zachorował nagle. Przyczyną było przemoczenie po forsownym polowaniu i kłopoty z nerkami. Został pochowany na Wawelu, z dala od swojej prawdziwej ojczyzny.

 

Nagrobek Stefana Batorego w kaplicy Mariackiej. Nagrobek wykonał Santi Gucci w 1595 roku. Fundatorem była Anna Jagiellonka - źródło: pl.wikipedia.org./wiki/Nagrobek Stefana Batorego

 

Bibliografia:
Grzybowski Stanisław: Król i kanclerz [w] Dzieje narodu i państwa polskiego, Kraków 1988.
Samsonowicz Henryk : Historia Polski do roku 1795, Warszawa 1985.
Wikipedia.org.pl

 

     445 lat później...

     14 września 2022 roku odbyło się spotkanie Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Kamienia, aby skromnie uczcić rocznicę lokacji naszej miejscowości. Przybyłych na spotkanie przywitał Prezes TPK pan Józef Czubat. Następnie pani Genowefa Saj odczytała fragment aktu lokacyjnego wydanego przez króla Stefan Batorego. Pan Józef Czubat poinformował zebranych o okolicznościach dotarcia do tak ważnego dla naszej miejscowości dokumentu i podkreślił, że niewiele miejscowości w Polsce może się pochwalić takim aktem lokacyjnym. W spotkaniu udział wzięli Józef Czubat, Mirosław Piędel, Genowefa Saj, Zofia Bednarz, Anna Kołodziej, Alicja Hawro, Alicja i Paweł Gutowscy, Zofia i Jerzy Bednarzowie, Beata i Grzegorz Boguniowie, Elżbieta i Antoni Partykowie, Helena i Jan Orszakowie.

 

Od lewej w pierwszym rzędzie: Antoni Partyka, Elżbieta Partyka, Zofia Bednarz, Jerzy Bednarz, Mirosław Piędel, Józef Czubat, Alicja Hawro, Paweł Gutowski,
od lewej w drugim rzędzie: Genowefa Saj, Zofia Bednarz, Anna Kołodziej, Jan Orszak, Helena Orszak, Alicja Gutowska, Beata Boguń, Grzegorz Boguń

 

Kamień, 14.11.2022 r.

Helena Orszak

 
Wieś Kamień powstała 445 lata temu PDF Drukuj Email
niedziela, 04 września 2022 16:58

     Dokument lokacyjny naszej wsi został podpisany przez króla Stefana Batorego w dniu 14 września 1578 r., a zatem w bieżącym miesiącu wypada nam świętować, rocznicę jej powstania.
     Z tej okazji publikujemy pierwszą stronę aktu lokacyjnego pochodzącego z 1578 r. oraz jego robocze tłumaczenie, uzyskane od Pana Janusza Ogińskiego autora książki „Ziemia Niżańska Królewszczyzny, dobra kameralne, powiat”, wydanego przez Wydawnictwo Sztafeta w Stalowej Woli. Towarzystwo dysponuje również fotokopią tego dokumentu uzyskaną z Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu dzięki staraniom naszego rodaka - Pana Władysława Wąsika.

 

Kamień, 2 września 2022 r.

Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

 

 

     "Uprawnienie lokowania wsi zwanej Kamień przy potoku Pruszyna dane szlachetnemu Studzieńskiemu
Stefan, z Bożej łaski król Polski itd., oznajmiamy niniejszym pismem, wszystkim, których to dotyczy, i każdemu z nich z osobna, a do których wiadomości pismo to dojdzie, że, ponieważ szlachetnie urodzony Andrzej Firlej z Dąbrowicy, kasztelan lubelski i starosta nasz sandomierski, doniósł nam, że wielkie szkody wyrządzane są naszym lasom i majątkom ziemskim, w starostwie naszym sandomierskim położonym, przez sąsiednich szlachciców, w tym miejscu, gdzie jest wieś Kopki, i wiele innych wsi, i że w żaden sposób nie można tym szkodom zapobiec ani zadbać o pomyślność naszych lasów i majątków ziemskich, jak tylko przez umieszczenie i wybudowanie w tymże miejscu, na nasz i Rzeczypospolitej pożytek, wsi, by jej mieszkańcy powstrzymywali sąsiednich szlachciców od wycinki naszych lasów i od polowania na dzikie zwierzęta, i by nie pozwolili, by ktoś majątki nasze brał w posiadanie. My przeto, pragnąc, ponieważ pragniemy, a także powinniśmy, zatroszczyć się o sprawy naszych dóbr, chcąc też pomnożyć nasze dochody i korzyści, idąc za tą radą starosty naszego sandomierskiego, uznaliśmy, że lokowanie i umieszczenie tej wsi powinniśmy powierzyć i zlecić szlachetnemu Janowi Studzieńskiemu, którego szczególne starania, troska, i wysiłek w zajmowaniu się sprawami gospodarskimi przez tegoż starostę nam polecone zostały, jako też pismem tym naszym niniejszym powierzamy i zlecamy, oraz dajemy mu i przyznajemy nienaruszoną i absolutną władzę i możliwość lokowania, erygowania, zakładania i zbudowania wsi zwanej Kamień, jako to się zwykło mówić, na surowym korzeniu, do granic dziedzicznych wsi pewnych szlachciców, zwanych Łętownia i Kopki, przy potoku nazywanym Pruszyna. I chcemy, by w tej wsi miał dla siebie dozwolone i swobodne, by lokować i ustanawiać tylu rolników to jest kmieci, na półwłókach, i tak samo zagrodników na określonych porcjach pola, ilu w obrębie granic naszych lasów, w tym miejscu się znajdujących, będzie można lokować i ustanawiać. Tymże rolnikom i wieśniakom wyznaczy majątki rolne dla wykorzenienia i dla uprawy, na ich własny użytek, do wspomnianej rzeki Pruszyna, a także innej rzeki zwanej Przędzel, oraz w innych miejscach stosownych i dogodnych, w obrębie granic tejże wsi Kamień. Będą także mieli wszyscy mieszkańcy wsi Kamień swobodną możliwość w sąsiednich lasach naszych pasania swojego bydła i trzody, oraz innych zwierząt pociągowych, oraz wycinki drzew i pni, na użytek budynków, oraz wycinki drewna wszelkiego rodzaju, na opał i na wszelki inny użytek domowy, w tychże lasach naszych.

Więcej…
 
"Moja ukochana Małocha" PDF Drukuj Email
sobota, 29 lipca 2023 16:42

     Pisanie o pastuchach na wsi jest trochę takie śmieszne, by nie powiedzieć głupie, nikt poważny nie będzie sobie zawracał głowy pastuchami. Krowy pasali głównie chłopcy, lub starsi i niedołężni członkowie rodzin. Czasami przy nawale prac polowych krowy po prostu były uwiązane na paliku, a wtedy wolne ręce pastuszka też były wykorzystywane w żniwa, przy zbiorze siana, potrawów, wykopkach. Krowy były wiązane na skoszonej łące lub przed wykopkami na staju, gdzie rosły jeszcze badyle i chwasty. Pasało się na swoim polu, na drogach, miedzy, części łąki od strony uprawianej roli, taki pas łąki, na którym koń zawracał podczas orki. Przy każdym polu była droga dojazdowa na całej długości pola. Pola kamieńskie były wąskie ale długie, sięgające nawet 2 kilometry. Pasało się także na rowach, przy dołach i zagajnikach. Wypasane były trawy wszędzie tam gdzie nie można było zbierać jej jako siano. Pod nazwą ugór kryło się staje po koniczynie pozostawione bez dalszej uprawy, które bardzo szybko zarastało samoistnie chwastami segetalnymi i samosiewami koniczyny, wyki i lucerny. Dużo rolników przeznaczało część pola pod zielonki, uprawiano głównie wykę i lucernę na paszę dla zwierząt. Pola na których łatwo i szybko rosły te rośliny a następnie dość prędko zarastało roślinami o dużej wartości odżywczej dla uzyskania zwiększonej ilości mleka od krów. Wyki i lucernę uprawiano na pasze w plonie głównym, częściej jednak jako zasiew na bieżące dokarmianie podczas dojenia krów. Krowy właśnie na takich ugorach najchętniej się pasły dając dużo smacznego mleka. Krowy to wyjątkowe zwierzęta, uznawane były za żywicielki dzieci i większości mieszkańców wsi, kwaśne mleko albo maślanka z ziemniakami to była nasza kolacja. Mają doskonałą pamięć oraz orientację w terenie. W sytuacjach problematycznych zachowują się niemal jak ludzie, potrafią same wrócić do domu, co wielokrotnie sprawdziłem, gdy już po pasieniu wracaliśmy do domu. Są wspaniałymi matkami, które bardzo troskliwie opiekują się swoim potomstwem i przygotowują maleństwa do samodzielnego funkcjonowania. Krowa z chęcią zaopiekuje się także cielakiem, który nie jest jej rodzonym dzieckiem. Wszystkie krowy łączyła jakaś więź, one się wzajemnie lubiły, czekały na siebie, trzymały się razem tworząc małe stado.

     Na Podlesiu było duże pastwisko - około 100 hektarowe o dość dobrej jakościowo trawie. Na końcu Prusiny znajdowało się jeszcze niedawno pastwisko Błonie, na którym powstało osiedle domków jednorodzinnych. Za lasami Morgowymi są łąki zwane Zdogą, gdzie pasiono głównie konie, a przy okazji uzbierać można było prawdziwków lub kozaków. W Steinau było pastwisko gminne na terenach Spółki Serwitutowej. Pastwisko o nazwie „Piś” położone było pomiędzy polami zwanymi „Santy” oraz polami łowiskimi. Trawa na Pisiu była mało pożywna, krowy jadły niechętnie. Aktualnie na Pisiu rośnie piękny las, ziemia tam była piaszczysta lub ilasta i nie nadawała się pod uprawy rolnicze. Pastwiska były raczej dla koni, tam się krowa nie najadła, koń potrafi wyskubać trawę z korzeniami. Bardziej zamożni gospodarze mieli ogrodzone pastwiska, gdzie bydło swobodnie sobie tam się pasło. Na wsi wiedzą, że koń brudnej wody się nie napije, nie widziałem, aby koń pił wodę z kałuży, a krowa już tak? W zimie krowy karmiono potrawami zgromadzonymi na strychu obory lub w stogu za stodołą. Ponadto karmiono kiszonkami z kukurydzy, sieczką ze słomy owsianej, pszenicy a nawet żyta z domieszką posiekanych buraków pastewnych. Konie karmiono sianem oraz owsem. Zwierzęta były karmione i pojone codziennie minimum dwa razy dziennie. Nie do pomyślenia było, aby krowy były głodne, lub nie napojone, które potrafiły się upomnieć o jedzonko, jak były głodne ryczały - beczały.

     Najczęściej to jednak w małych gospodarstwach była prowadzana hodowla krów za pomocą pastuszka. Zdarzało się, że tym pastuchem był ktoś, kto za utrzymanie: wyżywienie i nocleg, czy ubranie i jakieś „grosze” pasał obce krowy. Teraz pastuch to drut pod małym napięciem i wystarczy? Krowy pasały też „służące”, może nie każdy wie, że służąca na wsi, to nie to samo, co służący na dworach. Najczęściej służącymi były dziewczęta z ubogich - wielodzietnych rodzin. Nie byliśmy bogaci, ale pamiętam Władzię, która była taką naszą „służącą”, choć traktowana była bardziej jako moja starsza siostra, a musiała więcej pilnować mnie niż krowy. Miałem ulubioną krówkę o imieniu Małocha, która była „szefową” w stadzie i zdaje się mi, że Ona też mnie po swojemu „kochała”. Broń Boże nie była to jakaś „zoofilia”, albo „sodomia”, taka „sympatia” bezinteresowna. W pole zawsze szła obok mnie i tolerowała wszystkie moje głupie pomysły jazdy na grzbiecie albo na jej rogach. Czasami tylko mnie ze znudzenia przywoływała do porządku, zrzucając mnie z siebie. Jako pastuszek byłem bardzo chudym i lekkim dzieciakiem, nawet mama kazała mi nosić kamienie w kieszeni, żeby wiatr mnie nie porwał. Uwielbiała głaskanie po szyi od dołu i ochoczo poddawała się ona takiemu masowaniu. Krowy uwielbiają być głaskane, pieszczone i drapane za uszami.

     Pasanie krów było zajęciem dla dzieci wiejskich, taka swojska misja od dawien dawna. Nie można tutaj mówić o zwyczaju, jak kolędowanie, albo śmigus dyngus, pasienie bydła jest podstawowym obowiązkiem mieszkańców wsi. To, że człowiek na wsi często na starość miał zajęcie podobne do tego z dzieciństwa jest jakby oczywiste. Sam miałem babcię, która pasała krówki, dziadków raczej do pasienia tych krówek nie wykorzystywano, no co innego to pasienie koni, te zwierzęta nie były, a raczej nie powinny być obsługiwane przez kobiety. Dla mojej mamy, to by się nawet skończyło tragicznie, została ugryziona w policzek przez kobyłę w stajni, gdy podeszła z sianem nie z tej strony co ojciec jej podawał obrok. Swoją drogą kobyłka lubiła czasami mocno skubnąć, gdy się do niej niespodziewanie podeszło, szczególnie tuż po oźrebieniu chroniła swoje maleństwo. Ja też doświadczyłem „przyjacielskiego” upomnienia, że powinienem ją poczęstować gruszką, a nie samu się obżerać. Nasza kobyłka o imieniu Baśka uwielbiała gruszki cukrówki, które rosły na podwórku i wszystkie spady w jej zasięgu należały do Baśki. Dojenie to obowiązek kobiet, choć ojciec umiał doić, to mama jednak nie pozwalała się wtrącać do jej obowiązków, mawiała pilnuj swojego konia.

     Pod wieczór, gdy krowy po napojeniu trzeba było zagonić do stajni, mama sprawdzała, czy były najedzone. Najdalej mieliśmy pole pod Borczynami, które nazywane było „Najfeltem”. Tam krówki zawsze miały porządną wyżerkę, rzadko się tam pasało, bo było daleko od domu. W drodze powrotnej krowy często wszystko przetrawiły, a po drodze zostawiały „ciepłe placki” i w domu chętnie by znowu coś chciały jeszcze dojeść, a mama podejrzanie patrzyła czy aby dobrze je pasłem, a nie tylko przeganiałem je bez potrzeby do lasu, gdzie tzw. robactwo niemiłosiernie gryzło, aż krowy nie raz miały bąble po tych ugryzieniach przez tzw. bąki. Ale pasienie w deszcz w lesie się czasami opłacało, można było nazbierać grzybów. Raz udało się mi znaleźć prawdziwka - olbrzyma, ważył ponad dwa kilo, no może 1,5 i nie był nawet robaczywy. Mieliśmy wszyscy jajecznicę z grzybem na kolację.

     W jednym roku podczas popasania na „Najfelcie” przyłączyła się do krów młoda sarenka, wiem teraz, że nie wolno zabierać takiego maleństwa matce, która w pobliżu czuwała, ale sarenka wtedy szła z nami sama kawał drogi do domu. Niestety po pewnym czasie zaczęła przystawać i trzeba ją było nieść na rękach aż do samego domu. Moi rodzice byli zaskoczeni tym nowym „przybyszem”, a mama mnie skrzyczała, że źle postąpiłem zabierając matce dziecko. Znalazłeś to teraz musisz się „Znajdkiem” opiekować i karmić. Miałem wtedy młodszą siostrę, która była karmiona jeszcze za pomocą „cummla” czyli smoczka, więc musiała się podzielić mlekiem od krowy ze „Znajdkiem”, który opróżnił na początek całą butlę i poszedł spać razem z krówkami do stajenki. Sarenka już na stałe zadomowiła się u nas i po pewnym czasie sama pasła się na podwórku. Pewnego dnia wydostała się przez dziurę w płocie, poszła w pole, najadła się łubinu i ją po nim mocno wzdęło, weterynarz orzekł, że sarenkę trzeba zabić, bo i tak zdechnie w męczarniach. Niestety, „Znajdek” ku mojej rozpaczy został uśmiercony, a mięso przeznaczono do spożycia. Ja w swoim proteście odmówiłem zjedzenia mojej sarenki. Z tymi krowami przeżyłem jeszcze jedno koszmarne wydarzenie, a mianowicie po badaniu krwi bydląt orzeczono, że są chore na gruźlicę, nie wiem na ile ta informacja była prawdziwa, faktem jest, że w okolicy u większości krów została stwierdzona ta gruźlica. Było to bardzo dziwne, krowy wcale nie wyglądały na chore, były dorodne, umięśnione, dawały dobre mleko, a tu taka wiadomość? Więc moje ukochane bydlątka poszły do skupu zwierząt, co wywołało u mnie stres oraz niechęć do pasienia krów. Ojciec kupił dwie krowy, ale pasieniem musiała się zajmować już siostra i mama, ja kategorycznie odmawiałem zajmowania się tymi nowymi krówkami! Nie wiem dlaczego, ale moje krówki uważałem za swoją rodzinę, dla mnie były one prawie święte!

     We wsi Steinau były hodowane krowy, każdy podobnie wypasał je najczęściej na polu przy domu, które nazywano „hast plac”. Każdy pastuch pilnował swoje bydlęta, tak aby nie weszły w „szkodę”, ale też strzegł je, aby nie zostały pobodzone przez obce krowy. Takim stałym pastuchem, można powiedzieć „zawodowym” pastuchem, znanym mi osobiście był Dolek Gutów, z którym starałem się utrzymywać dobre kontakty, gdyż w pole za Marutem krowy często prowadziłem po terenie, którego właścicielem była rodzina Gutów i nie mieliśmy takiej służebności do przegonu lub przejazdu po ich własnościach. Z Dolkiem był utrudniony kontakt, On miał swój świat i jego zajęciem przy pasieniu krówek było rozplątywanie sznurków, które zawsze nosił przy sobie, pastuchem był bardzo solidnym i zawsze troszczył się o swoje podopieczne i chyba całe jego życie zawodowe to było pasienie krów. Pasienie krów nie jest i nie było zajęciem ciekawym, ale ważne dla członków całej rodziny a mleko było podstawą wyżywienia domowników. Najprzyjemniej pasło się krowy jesienią, przy ognisku i pieczeniu ziemniaków tzw. pieczaków. Zdarzały się wspólne popasy na łąkach po zebranym potrawie i śpiewy pastuchów. Robiliśmy piszczałki na których próbowaliśmy wygrywać melodie. O pasieniu krów można poczytać na stronie:

https://historiezzaplota.wordpress.com/2017/02/02/o-pasieniu-krow/

     Mało mi znanym tematem związanym z hodowlą krów była ich rozrodczość. Rodzice sprawy te trzymali trochę w tajemnicy. Początkowo zapłodnienie krowy wymagało kontaktu z bykiem - buhajem. Później sprawy te załatwiał inseminator. Pod koniec lat pięćdziesiątych w Kamieniu u Pana Lebidy mieściła się placówka weterynaryjna i zorganizowano tam konkurs na najbardziej okazałego buhaja. Pierwsze miejsce zdobył okaz ważący blisko tonę. Prowadziło go dwóch mężczyzn na specjalnych żerdziach zapiętych do dwóch kółek w szczepionych do jego nosa. Rozpoznanie gotowości krowy do zapłodnienia ma duże znaczenie i mama zwracała uwagę jak dana krowa się zachowuje, czy próbuje skoczyć na drugą krowę, gdyż to jest ważny objaw do jej zapłodnienia, nie wolno było tego przegapić. Opóźnienie zapłodnienia krowy kończyło się stratą pozyskania kolejnego cielaka, co za tym szła niezdolność do wytwarzania mleka. Sam byłem świadkiem cielenia się krowy i widziałem z jaką troską krowa po ocieleniu opiekowała się swoim potomkiem, prawie tuż po urodzeniu młode byczki były bardzo aktywne, szybko sobie radziły z dojeniem mleka u swojej mamy.

     Temat związany z pasieniem bydlątek nie jest zbyt interesującym, ale to były takie czasy, był pokój zagwarantowany wielką „przyjaźnią” Polski i ZSRR. Już nie było wywózki do łagrów, a obozy koncentracyjne były na szczęście tylko historią. Toczące się życie było nudne, skupione wokół codziennych spraw, zakupów, które nie były takie proste. Pamiętam taki czas, gdy nawet zakup chleba w piekarni stanowił problem! To miały być nowe czasy z ustrojem o wielkich nadziejach. Takim dziwnym przykładem „nowego ustroju” może być Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna w Kamieniu. Jako mały chłopiec zawsze zazdrościłem kolegom, których rodzice należeli do tej Spółdzielni, gdyż oni nie musieli paść krów! Namawiałem ojca aby przystąpił do nich, ale Tato nie był zainteresowany i zbywał mnie jakimiś opowiastkami o wielkim głodzie na Ukrainie? Tak więc opisywanie tych lat spędzonych przy krówkach ma się marnie w porównaniu z tymi czasami do 1945 roku. Na szczęście nie było już u nas wojny, to gdy dorosłem zrozumiałem, że mamy jednak coś do zmiany, pokonania i obalania, budowania i remontowania.

Wspominał: Władysław Wąsik

 
« PoczątekPoprzednia12345678910NastępnaOstatnie »

Strona 4 z 40

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 64 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS