piątek, 19 kwietnia 2024r.
Home Strona Główna
Towarzystwo Przyjaciół Kamienia
Zanikające zawody rzemieślnicze w Kamieniu oraz te, które znikły już bezpowrotnie PDF Drukuj Email
wtorek, 24 maja 2022 19:34

     Podkarpacka wieś ulega transformacji w takim tempie, w jakim zmienia się jej otoczenie. Rodzaj i charakter prac wykonywanych przez mieszkańców wsi i na ich rzecz zmieniają się zaś w takim tempie, w jakim do użytku wchodzą nowe technologie, a zdobyta przez pokolenia wiedza i doświadczenie stają się z czasem bezużyteczne w obliczu zupełnie nowych rozwiązań. Zanikają lub już zupełnie zanikły zawody, od wykonywania których zależał kiedyś dobrobyt wsi i jej samowystarczalność. Niektóre z tych zawodów mogły być wykonywane niemal przez każdego, inne wymagały predyspozycji, umiejętności, doświadczenia, a czasem wręcz zgody lokalnej społeczności lub władz. Kunszt, który niegdyś nobilitował osoby posiadające określone umiejętności, dając im utrzymanie, ale też lepszą pozycję społeczną i uznanie, z czasem stał się bezwartościowy. Produkty z dużych fabryk wyparły dzieła lokalnych rzemieślników, syntetyczne materiały zastąpiły pozyskiwane dotąd z otoczenia surowce naturalne, takie jak drewno, kamień czy lniane płótno. Wreszcie praca ludzkich rąk została zastąpiona mniej lub bardzie zaawansowanymi technologicznie narzędziami i maszynami. Z czasem w niepamięć odchodzą zawody, jak w niepamięć odchodzą powody do ich wykonywania. Śladem po ich istnieniu pozostają nazwiska wywodzące się od nich, lokalne nazwy miejsc, w których były wykonywane, zapiski w starych księgach metrykalnych, czy wreszcie ludzka pamięć. Zmiany, jakie nastąpiły w strukturze zawodów i prac zarobkowych na wsi, dotknęły również mieszkańców Kamienia i okolicznych miejscowości.

     Niektóre z dawnych zawodów miały charakter wykonywanej stale profesji, inne były jedynie doraźnym zajęciem, związanym z określoną porą roku i cyklem życia miejscowej ludności. Wśród zawodów wykonywanych przez fachowców, które zanikły przez ostatnie dziesięciolecia, można wymienić bednarzy, kołodziejów, kowali, tkaczy, powroźników, olejarzy oraz rymarzy.

     Ponieważ drewniane beczki nie są już tak niezbędne, jak niegdyś, zawód bednarza przestał pełnić w lokalnym otoczeniu istotną rolę. Podobnie z zawodem kowala. Zdarza się jeszcze, że lokalni gospodarze posiadają konie, ale jeszcze pięćdziesiąt lat temu koń był niemal w każdym gospodarstwie, a obecnie to prawdziwa rzadkość. Żaden kowal nie utrzymałby swojej kuźni mając tak niewielu klientów, dlatego kowali jest coraz mniej i coraz częściej to nie gospodarze jeżdżą do kuźni, a kowale jeżdżą kuć konie na miejscu u klienta. Zupełnie natomiast zanikł w okolicy zawód kołodzieja. Stało się tak z tej prostej przyczyny, że drewniane koła nie są już montowane do wozów i ruchomych urządzeń użytkowanych powszechnie. We współczesnych warunkach w niepamięć odchodzi też zajęcie furmana. Powoził on niegdyś zarobkowo zaprzęgiem konnym, a jego praca miała bardzo zróżnicowany charakter, ponieważ czasem przewoził towary, w tym żywność, a czasem ludzi. Furman uczestniczył w ważnych lokalnych wydarzeniach, takich jak śluby, pogrzeby czy dożynki. Wynajmowany był również do przewozu osób na dłuższych trasach, na przykład na odpust do Leżajska.

     Poza profesjami pełnionymi przez lokalnych fachowców mieszkańcy wsi dorabiali niegdyś podejmując się prac sezonowych. Wśród zajęć doraźnych, które zanikły, można wymienić żniwiarzy, młockarzy czy kosiarzy i podbieraczki. Postęp technologiczny sprawił, że ich praca wykonywana jest przez maszyny i nikt nie potrzebuje już tego rodzaju pracowników. Zanikły również sezonowe zawody związane z handlem obnośnym, takie jak olejarz czy dziegciarz. W okresie Adwentu i Wielkiego Postu olejarz chodził po wsiach sprzedając wytłaczany z siemienia lnianego olej, który nosił w bańce na plecach, a odmierzał go kwaterką zawieszoną na sznurku. Podobnie, z bańką na plecach, tyle że miedzianą w drewnianej oprawie, chodził dziegciarz, który na kieliszki lub kwaterki sprzedawał dziegieć. Wierzono, że środek ten ma właściwości lecznicze.

     Zawodem, czy raczej zajęciem związanym z medycyną ludową, które współcześnie nie jest już w okolicy praktykowane jest zajęcie zielarza, w gwarze lasowiackiej nazywanego zielarzem. Był to mężczyzna, który uprawiał, zbierał i sprzedawał zioła. Zajmował się on również ziołolecznictwem. Równie ważną, a może nawet ważniejszą pozycję wśród zawodów związanych z medycyną, zajmowała babka. Była to kobieta, którą wzywano do porodu i która doradzała również w sprawach połogu oraz problemów z niemowlętami. W Kamienia na babkę mówiono również akuszerka. Zwyczajowo do ksiąg metrykalnych w parafii dziecko zgłaszane było zarówno przez ojca, jak i przez wspomnianą akuszerkę. Jej nazwisko odnotowywano w księgach tuż po nazwisku księdza, który dokonywał obrządku chrztu. Zanik tego zawodu spowodowany jest sformalizowaniem wymagań, które muszą spełniać osoby zajmujące się zawodowo medycyną. W księgach parafialny Parafii Rzymskokatolickiej w Górnie z lat 1889-1909, dotyczących narodzin we wsi Kamień, podawane są między innymi takie nazwiska akuszerek, jak: Maria Piekut, Anna Sikora, Franciszka Watras, Maria Burek, Maria Korytko, Maria Rzeszutek, Bronisława Cesarz. Wśród zawodów wykonywanych przez kobiety popularne były niegdyś również tzw. gospodynie, czyli kobiety wynajmowane do przygotowania potraw na ważne uroczystości, przede wszystkim na wesela.

     W większych gospodarstwach przyjmowano do pracy, kucharki, parobków i pastuchów.

     Względy formalno-prawne to powód zaniku zawodu bimbrownika, który stał się z czasem nielegalny i zakazany. Natomiast zawód karczmarza czy szynkarza uległ przekształceniu, ponieważ miejsce karczm i szynków zajęły restauracje, bary i inne lokale gastronomiczne oraz obiekty noclegowe.

     Wiele dawnych zawodów nadal istnieje, ale nie odgrywają one już tak ważnej roli. Zawód młynarza obecnie nie świadczy już o posiadaniu młyna, a jedynie o pełnieniu takiego stanowiska. Nieraz już w naszych publikacjach wspominaliśmy kamieńskiego młynarza - Ludwika Kędziora.

     Cieśle nadal są bardzo cenionymi rzemieślnikami, ale zwykle zajmują się jedynie wybranymi drewnianymi konstrukcjami, a nie budową całych domów.

     Zanikowi uległ natomiast zawód tracza. Rzemieślnik ten zajmował się rozcinaniem wielkich pni drzew i cięciem ich na deski bądź bale, co z czasem zastąpiono pracą maszyn tartacznych. Często tracze łączyli to zajęcie z ciesielką. Traczem był Józef Sądej (mieszkający na posesji obecnie stanowiącej własność Tadeusza Wakuły). Wojciech Oczkowski, jego bliski sąsiad, przygotowywał drewno do budowy domu oraz budował go z przykryciem włącznie. Traczem i budowniczym konstrukcji dachowych był także Jakub Piekut.

     Coraz mniejsze zapotrzebowanie na usługi naprawy obuwia sprawia, że powoli zanika zawód szewca, bez którego niegdyś nie mogła się obejść żadna duża wieś, a tym bardziej miasto. Znanymi szewcami w Kamieniu byli: Andrzej Partyka i jego syn Józef oraz Józef Stypa i jego synowie. Jeszcze bardziej na znaczeniu stracił zawód garncarza, który stał się obecnie zajęciem wykonywanym artystycznie, jako twórca ludowy, a nie jako rzemieślnik, którego produkty są powszechnie używane.

     W Kamieniu, w przysiółku zwanym Bochenki, żyło na przełomie XIX i XX wieku, dom obok domu, kilku strażników leśnych oraz wyższy rangą zarządca leśny. Owym zarządcą był Józef Karol Pavlik, a strażnikami: Wojciech Cisek, Piotr Mytych i Antoni Trojniak. Wykonywali oni najprawdopodobniej pracę na rzecz prywatnego właściciela okolicznych lasów hrabiego Resseguiera. Zajęcie to było na tyle istotne, że odnotowywano je w księgach metrykalnych przy okazji narodzin dzieci leśników, czy ich ślubów. Powojenne zmiany w strukturze własności terenów sprawiły, iż wspomniane zawody leśników zostały zastąpione przez zawody leśników pracujących na rzecz Lasów Państwowych należących do Skarbu Państwa.

     Zmiany w organizacji państwa i jego administracji wpłynęły również na zanik profesji i zajęć wykonywanych na rzecz gminy przez jej mieszkańców przed II Wojną Światową, które zwykle były finansowane przez samych mieszkańców w postaci deputatów (np. garnca zboża, jajek itp.) Ze względu na zagrożenie pożarem oraz w obawie przed złodziejami powoływano we wsi wartowników, w gwarze lasowiackiej nazywanych również wartnikami lub strażą nocną. Za pomocą trąbki alarmowali oni wieś o niebezpieczeństwie, ale też odpłatnie świadczyli inne usługi, na przykład budzili mieszkańców, którzy wybierali się wcześnie rano w podróż. Na usługach gminy byli wówczas również strażnicy polowi, którzy pilnowali gminnego majątku: łąk, pastwisk, wygonów oraz zajmowali się sprzedażą plonów z tego majątku. Podobne funkcje, tyle że dotyczące lasu, pełnili na rzecz gminy strażnicy leśni. Gmina zatrudniała ponadto gońców, nazywanych niekiedy poczciarzami, którzy nie tylko doręczali listy, ale i gminne bądź ogólnopaństwowe powiadomienia i zarządzenia. Zmiany ustrojowe i administracyjne sprawiły, że niektóre z tych zawodów straciły rację bytu, a inne zostały przekształcone w formalne zawody opłacane przez odpowiednie urzędy administracji państwowej lub samorządowej, na przykład Państwowa Straż Pożarna, Państwowe Gospodarstwo Rolne czy Poczta Polska.

     Bliskie sąsiedztwo rzeki San sprawiło, że miejscowa ludność trudniła się również pracą związaną ze spławami rzecznymi. Jednym z zapomnianych już w okolicy zawodów jest zawód flisaka. Podobnie zanikł powiązany z nim zawód, polegający na ciągnięciu z brzegu za mocą lin barek, które musiały się przemieścić w górę rzeki. Istnieje teoria, że popularność nazwiska Tupaj (a wcześniej również Tyran) w Łowisku wzięła się właśnie od tego zawodu. Ludzi zajmujących się tą pracą miano nazywać właśnie tyranami lub tupajami - od tupania, czyli przemierzania długiej linii brzegowej Sanu na piechotę. Nadsańskie rozlewiska były też sprzyjającym otoczeniem dla przetwarzania lnu, który wymagał kilkutygodniowego moczenia przed dalszą obróbką. To z kolei powodowało, że w okolicy istniało zapotrzebowanie na pracę tkaczy. Jednak również i ten zawód poszedł w zapomnienie na skutek postępu technologicznego i zmian w procesie wytwórczym.

     Jednak ponad wszystko zawodem, który dominował w Kamieniu i okolicy był zawód rolnika. Każdy gospodarz dążył do powiększenia areału i liczebności inwentarza. Pracę wykonywano przede wszystkim na potrzeby własnego gospodarstwa i domowników, a nadwyżki sprzedawano, by pozyskać dodatkowe środki na przetrwanie. Współcześnie coraz mniej właścicieli gospodarstw rolnych posiada tak zróżnicowane uprawy i hodowlę zwierząt. Nieliczni trudnią się zawodowo rolnictwem wyspecjalizowanym. Pozostali ograniczają się do niewielkich upraw i hodowli dla celów własnych.

     Wymieniliśmy z imienia i nazwiska zaledwie kilku rzemieślników z Kamienia, a przecież wielu z naszych rodaków pamięta lub dysonuje dokumentami, potwierdzającymi, że ich przodkowie wykonywali opisane wyżej zawody. Zachęcamy do przedstawienia na stronie internetowej Towarzystwa wspomnień i dokumentów o osobach wykonujących te zanikające zawody, jak i zajęcia, które pamiętamy tylko poprzez utrwalenie ich w noszonych nazwiskach.

Artykuł powstał na podstawie materiałów zebranych
przez Panią Urszulę Posłuszny

Kamień, 20 maja 2022 r.

 
Rodzeństwo Ślusarzy w Armii USA PDF Drukuj Email
środa, 02 marca 2022 21:16

     W obliczu walk i niepokojów najczęściej myślimy o bezpieczeństwie najbliższych; dzieci, rodziców, przyjaciół. Im bardziej konflikt zbliża się do naszych domów tym mocniej odczuwamy strach. Co musieli czuć Jan i Maria a właściwie John i Mary Ślusarz wychowujący swoje dzieci w Ameryce, słysząc o Wojnie w Europie - Wojnie w Polsce? W Kamieniu - miejscu ich urodzenia?

 

Z KAMIENIA DO USA

     Jan Ślusarz urodził się w 1894 roku w Kamieniu 191 (ówczesnej parafii Jeżowe), jako syn Wojciecha i Katarzyny Sitarz. Miał pięcioro rodzeństwa, których potomkowie do dziś mieszkają w Kamieniu i Jeżowem. W grudniu 1911 jako niespełna osiemnastolatek wyruszył w podróż do USA. W podobnym czasie przyjechała do Hartford CT Maria Łyko, urodzona również w 1894 roku w Kamieniu 516 (parafia Górno) córka Antoniego i Małgorzaty Grabiec.

     Czy wyjechali razem? Czy zakochali się w sobie przed emigracją, czy już po? O tym niestety nie ma ani słowa w dokumentach emigracyjnych ani w rodzinnej historii przekazanej następnym pokoleniom. Faktem jest natomiast to, że w czerwcu 1915 roku w Hartford CT wzięli ślub. A według spisu ludności USA z 1940 roku mieli pięcioro dzieci.

 

John i Mary Anna Ślusarz oraz (od lewej do prawej) Joseph, Sophia, Walter i Anthony.
1928-1929 rok (Archiwum rodzinne - za pozwoleniem rodziny dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia)

 

CZAS WOJNY

     Dla rodziny Ślusarzów to musiała być straszna wiadomość. Kiedy nastał straszny czas wojny Joseph miał 22 lata, Anthony 20, Sofia 15, Walter 12, a Mary prawie 9. Musieli zdawać sobie sprawę, że najstarsze dzieci wstąpią do armii, ale czy mogli przypuszczać jak niezwykłe losy ich czekają?

 

Joseph A. Ślusarz

     Wstąpił do marynarki wojennej 10 czerwca 1943, szkolenie odbył w Sampson NY. Później został przydzielony do Great Lakes Naval Training School in Illinois, gdzie uzyskał specjalizację. Następnie przeniesiony został do San Diego Naval Base in California. Wypłynął na Południowy Pacyfik w kwietniu 1944 roku. Ukończył East Hartford High School, a przed wstąpieniem do służby wojskowej został zatrudniony w Pratt and Whitney Aircraft. Przed przejściem na emeryturę pracował tam przez 37 lat. Zmarł 23 listopada 2003 roku.

 

 

Sophia A. Ślusarz

     Wstąpiła do WAVES (Women Accepted for Volunteer Emergency Service) i Hunter Collage NY w lipcu 1944, gdzie otrzymała podstawowe przeszkolenie. Później została przeniesiona do Oklahoma A and M Collage AT Stillwater, gdzie otrzymała „the rating of Yeoman” (rangę wojskową), następnie w celu poszerzenia szkolenia z Oklahomy, została przydzielona do aktywnej służby w Mary Island w Kalifornii. Ukończyła East Hartford High School. Uczęszczała do Hartford Secretarial School.

     Pracowała dla Pratt & Whitney Aircraft.

 

     Po wojnie wstąpiła do federalnej służby cywilnej, gdzie służyła w procesach norymberskich w Niemczech i procesach wojennych w Japonii. Po powrocie do domu była zatrudniona w amerykańskim Departamencie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast aż do emerytury. Nigdy nie zapomniała o Polsce. Przez wiele lat wysyłała paczki żywności, lekarstw, odzieży i zabawek do bliskich w Polsce. Sophia zmarła 22 września 2013 roku.

 

 Walter S. Ślusarz

     Po ukończeniu szkoły średniej w East Hartford z dumą służył swojemu krajowi w armii amerykańskiej do której wstąpił w lipcu 1944. Jako swój pierwszy przydział otrzymał szkolenie w Fort Devens - Massachusetts. Przeniesiony do Shepard Field - Texas, gdzie otrzymał podstawowe przeszkolenie. Następnie przeniesiony do Air Force Army - załogi naziemnej. Później otrzymał przydział do Camp Picket, Va, by w końcu trafić do Piechoty, gdzie jako członek 41. Dywizji Piechoty Armii służył w walce w dżungli Filipin, a podczas okupacji Japonii w pobliżu Hiroszimy. Służył też w Fort Orde - California. W kolejnych latach pracował jako kreślarz, a następnie kosztorysant budowlany aż do przejścia na emeryturę z ACMAT Corporation. Zmarł 21 listopada 2013 roku.

 


Wycinek z gazety lokalnej z Hartford ok. 1945 rok.
(Archiwum rodzinne - za pozwoleniem rodziny dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia)

 

KU PAMIĘCI

     Wiele osób z Kamienia i Jeżowego nie zdaje sobie sprawy, że są z Nimi spokrewnieni. Odnalazłem ich potomków podczas poszukiwań genealogicznych dla mojej szwagierki, w której rodzinie wciąż żywe jest wspomnienie o Sophii.

     Dzięki informacjom i zdjęciom od Kathy oraz Laury (wnuczek Anthonego) mogę przybliżyć losy tej trójki bohaterów II Wojny Światowej tak, aby ich postawa i męstwo nie zostały zapomniane w małej ojczyźnie ich rodziców - Kamieniu.

 

Tomasz Sączawa

 
Firma REMET CNC TECHNOLOGY PDF Drukuj Email
czwartek, 20 stycznia 2022 11:31

     REMET CNC TECHNOLOGY jest nowoczesnym i dynamicznie rozwijającym się przedsiębiorstwem rodzinnym, funkcjonuje na rynku precyzyjnej obróbki metali oraz produkcji maszyn od 1995 roku. Wiele lat doświadczenia pozwoliło na rozpoznanie rynku oraz potrzeb klientów w zakresie przetwarzania drewna. Firma produkuje sprzęt do rozdrabniania gałęzi i oczyszczania terenów z zakrzaczeń. Fabryka handluje swoimi maszynami i wysyła je na cały świat. Dzięki temu Remet CNC Technology już teraz zatrudnia ponad 80 osób. Firma chętnie przyjmuje młodzież na praktyki zawodowe i przyuczenia do zawodu, a w swojej działalności korzysta też z usług innych lokalnych firm.

     Fabryka powstała w Łowisku, rodzinnej miejscowości Panów Marka i Pawła Piekutów właścicieli REMET CNC TECHNOLOGY. Została zbudowana w miejscu, gdzie kiedyś było torfowisko, które porastały trawy i krzewy. I to właśnie było jednym z impulsów do otwarcia fabryki sprzętu, który porządkuje takie tereny. To także pomysł na biznes lokalny.

     Przygoda Pana Marka w biznesie zaczęła się w 1990 r. od handlu spożywczo-przemysłowego. W 1995 r. zrodził się pomysł na działanie w strefie obróbki metali. Początki były bardzo trudne, doskwierał brak specjalistycznych maszyn, narzędzi i fachowców w branży obróbki skrawaniem. Pierwotnym kierunkiem funkcjonowania firmy było świadczenie usług jako kooperant dla większych firm w branży metalowej. Jednym z największych odbiorców wytwarzanych detali była i jest firma Transsystem, która projektuje i montuje linie montażowe w fabrykach samochodów na całym świecie (np. Mercedes, Audi, Porsche, Skoda, Tesla).

     Wielkim krokiem w rozwój firmy Remet był zakup w 2006 r. pierwszej maszyny sterowanej numerycznej (CNC), to pozwoliło na uzyskanie większej wydajności, jakości produkowanych detali oraz maszyn. Kolejnym dużym posunięciem było wybudowanie pierwszej hali produkcyjnej na obecnym miejscu.

     Produkcja rębaków, dziś główny produkt firmy, rozpoczęła się w 2010 r. Z roku na rok poszerzała się i gama nowych modeli, a przedsiębiorstwo się rozwijało. Nastała więc potrzeba zwiększenia produkcji maszyn, a żeby to było możliwe, zakupiono wypalarkę laserową, kilka maszyn CNC oraz roboty spawalnicze.

     Firma REMET CNC TECHNOLOGY jest jednym z większych producentów maszyn rolniczych i leśnych. Stale rozwija się, wdrażając nowe modele oraz rozpoczęto produkcję innowacyjnych mulczerów. Produkowane przez fabrykę rębaki, łuparki do drewna oraz mulczery zdobywają uznanie na rodzimym rynku w Polsce, jak i wśród odbiorców z całego świata. Jak podkreślają właściciele firmy, Marek i Paweł Piekut, jest to zasługa całego sztabu ludzi z działu projektowego, produkcyjnego i handlowego.

Na podstawie informacji właścicieli firmy REMET CNC TECHNOLOGY
Marka i Pawła Piekutów artykuł opracował
Mirosław Piędel z Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

 
Do korzeni naszych Przodków... z Linz do Nowego Kamienia, z Kamienia do Linz PDF Drukuj Email
czwartek, 20 stycznia 2022 11:51

DLACZEGO LINZ?

     Od urodzenia mieszkam na wsi i zawsze mnie interesowały sprawy związane z wsią i rolnictwem. Nawet uczęszczając do technikum elektronicznego i studiując ekonomię nigdy nie zerwałem z tym, co wiązało się z siewem, żniwami i młocką, czyli z pracą w gospodarstwie. Studiując w UW River Falls (USA) trafiłem do rolniczego Stanu Wisconsin i mogłem „podglądać” amerykańskie rolnictwo. Po przejęciu w 1986 r. gospodarstwa po rodzicach, a właściwie od Mamy bo Tato zmarł w 1985 r., jeszcze z większym zainteresowaniem zająłem się tematyką rolniczą. Od samego początku działam w NSZZ RI „Solidarność”. Od 2016 roku jestem na czele związku jako przewodniczący Podkarpackiej Rady Wojewódzkiej, a jednocześnie na zjeździe krajowym zostałem powołany do prezydium Rady Krajowej jako sekretarz. Zostałem oddelegowany do pracy w Copa-Cogeca: jest to grupa organizacji pracujących dla rolnictwa i wokół rolnictwa z całej UE, a spotkania odbywają się w Brukseli. Przed wystąpieniem epidemii COVID kilka razy brałem udział w pracach grupy zadaniowej ds. Brexitu i reprezentowałem nasz związek w konsultacjach dotyczących wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.

     Kiedy otrzymałem informację, że kolejne Europejskie Forum Rolnicze odbędzie się w Linz w Austrii chętnie przyjąłem propozycję udziału w tym wydarzeniu, ponieważ wiedziałem, że z tego regionu przybyła do Nowego Kamienia grupa 53 rodzin w ramach tzw. kolonizacji Józefińskiej, a miało to miejsce w 1783 roku. Zwolennikiem kolonizacji był cesarz austriacki Józef II, który podpisał 1783 roku patent cesarski i od tego momentu rozpoczęła się kolonizacja na szeroką skalę. Oprócz osadnictwa miejskiego dopuszczano osadnictwo rolnicze. Jako tereny pod osadnictwo przeznaczano głównie folwarki dóbr kameralnych (dawne królewszczyzny) i ziemie zlikwidowanych klasztorów. W wyniku kolonizacji józefińskiej powstało 177 kolonii, a wśród nich Nowy Kamień - Steinau. Szacuje się, że w wyniku całej kolonizacji józefińskiej liczba osadników wyniosła około 15 000 osób, a dotyczyło to 3 200 rodzin.

     Wraz z delegacją, na czele której stanął wiceprzewodniczący NSZZ RI „Solidarność” senator Jerzy Chróścikowski, a jednocześnie przewodniczący Senackiej Komisji Rolnictwa oraz przewodniczący naszych struktur z Małopolski - Wojciech Włodarczyk i z Wielkopolski - Aleksander Tadych, udaliśmy się przez Wiedeń do Linz.

 

 

WIEDEŃ

     W rejonie Wiednia postanowiliśmy zrobić postój w drodze. Najlepszym miejscem na odpoczynek okazało się Wzgórze Kahlenberg, gdzie odbyła się w 1683 bitwa pod Wiedniem. Na miejscu spotkaliśmy Polaka mieszkającego w Wiedniu, który stał się naszym przewodnikiem i w sposób bardzo obszerny i barwny przedstawił kulisy i przebieg tego wydarzenia. Podkreślił zasługi naszego króla Jana III Sobieskiego oraz husarii. Wysiłek oręża polskiego był ogromny, a przebiegłość i sposób zaatakowania Turków przez artylerię z niedostępnego według Turków miejsca i pora ataku zaskoczyły całkowicie wroga. Pomysł usytuowania artylerii na niedostępnym wzgórzu Kahlenberg okazał się świetnym posunięciem króla Jana III Sobieskiego, czym zaskoczył całkowicie Turków. Polacy kolejny raz uratowali Europę od niewiernych, tym razem wpływów osmańskich. Wiktoria Wiedeńska była możliwa dzięki zaangażowaniu wojsk polskich pod dowództwem króla Jana III Sobieskiego. Armia osmańska pod wodzą Wezyra Kara Mustafy doznała klęski, a bitwa była przełomowym wydarzeniem w wojnie z Imperium Osmańskim. Po klęsce pod Wiedniem Turcy przeszli do defensywy i przestali stanowić zagrożenie dla chrześcijańskiej Europy. Cesarz austriacki Leopold I początkowo lekceważył króla polskiego Jana III Sobieskiego. W momencie bezpośredniego zagrożenia ze strony Turków dał się przekonać do przekazania dowodzenia bitwą polskiemu królowi. 12 września 1683 roku król Jan III Sobieski wziął udział we mszy świętej, w której uczestniczył delegat papieski Marek z Aviano. Przeraża ogromna niewdzięczność cesarza austriackiego Leopolda I, który po bitwie lekceważył polskie sztandary, czego wyrazem było niezdjęcie kapelusza wyrażające brak szacunku. Austriacy utrudniali również zaopatrzenie w prowiant oraz nie pozwalali na pochówek poległych rycerzy w godnym miejscu. Takie zachowanie można uznać za wielką niewdzięczność w stosunku do armii, która znacząco przyczyniła się do zwycięstwa. Nasz przewodnik przypomniał również pobyt największego z Rodu Polaków Świętego Jana Pawła II, który był z pielgrzymką w Austrii i modlił się w kościele na Wzgórzu Kahlenberg w 300. rocznicę Wiedeńskiej Wiktorii. Razem z kolegami opuszczaliśmy wzgórze napełnieni dumą z naszych bohaterskich przodków i bogatsi w wiedzę historyczną.

         

Więcej…
 
Historia Krzyża Przełomu Tysiącleci PDF Drukuj Email
środa, 19 stycznia 2022 14:34

     Przełom tysiącleci oraz 100-lecie konsekracji kościoła parafialnego w Kamieniu p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa Towarzystwo Przyjaciół Kamienia postanowiło uczcić wzniesieniem pamiątkowego krzyża. Plan udało się zrealizować, jego zwieńczeniem było poświęcenie krzyża 22 czerwca 2001 roku. Krzyż ma 9 m wysokości i ustawiony został na specjalnie usypanym kopcu na działce, która była własnością parafii w Kamieniu. Obok krzyża została umieszczona pamiątkowa tablica, która, podobnie jak krzyż, została poświęcona w dzień odpustu parafialnego przez ordynariusza diecezji rzeszowskiej księdza biskupa Kazimierza Górnego. W uroczystości udział wzięli miejscowi duszpasterze: ksiądz proboszcz Tadeusz Wójcicki, wikary ksiądz Edward Brzana, księża - rodacy pochodzący z Kamienia, licznie przybyli mieszkańcy Prusiny, Błonia i Dublów, fundatorzy krzyża i zaproszeni goście. Obecni byli także ci wszyscy, którzy przez własną pracę, modlitwę i ofiary przyczynili się do budowy krzyża. Przybyłego księdza biskupa przywitały przedszkolaki z przedszkola parafialnego i dzieci za Szkoły Podstawowej z Kamienia Prusiny. One też zaprezentowały część artystyczną, ich opiekunem była pani Ewa Smusz.

       

     Po przywitaniu gości i uczestników uroczystości pan Jan Orszak odczytał akt erekcyjny pomnika. Został spisany przez panią Zofię Bednarz pięknym pismem na pergaminie. Na akcie swoje podpisy złożyli: ksiądz biskup, ksiądz proboszcz, pozostali księża, radni powiatowi z gminy Kamień, fundatorzy i dobrodzieje, dzięki którym pomnik powstał.

    

     Akt umieszczono w specjalnej tubie i został wmurowany w cokół krzyża. Przed poświęceniem krzyża ksiądz biskup przypomniał, jaką wartość dla chrześcijaństwa i jego wyznawców ma krzyż. Podkreślił, że krzyż jest wyrazem miłości Boga oraz najkrótszym znakiem wiary, wyraził też wielką radość z faktu jego powstania na styku dwóch diecezji i parafii. Ksiądz biskup odmówił stosowne modlitwy, pobłogosławił krzyż, zebranych i poświęcił monument. Zostały odsłonięte też dwie pamiątkowe tablice. Jedna z nich została umieszczona na krzyżu. Napisano na niej:

Bogu Najlepszemu i Miłosiernemu Ojcu - uwielbienie i dziękczynienie za Wielki Jubileusz 2000-lecia wcielenia Syna Bożego; za dar wiary, nadziei i miłości w początkach trzeciego tysiąclecia. Przez ten krzyż, znak naszego zbawienia i pokoju postawiony u granic diecezji rzeszowskiej i parafii Kamień składają parafianie i duszpasterze.
Kamień, 22 czerwca 2001 r. w uroczystość odpustową Najświętszego Serca Pana Jezusa poświęcenia dokonał: Biskup Rzeszowski J. E. BP Kazimierz Górny.

Na drugiej tablicy, która została przymocowana do wielkiego kamienia - symbolu trwałości i nieugiętości - umieszczono tekst:

Fundatorzy Dobrodzieje i Budowniczowie Krzyża Przełomu Tysiącleci w Kamieniu-Błonie Parafia Rzymskokatolicka Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kamieniu Towarzystwo Przyjaciół Kamienia Mieszkańcy Kamienia-Błonie

DO WZNIESIENIA KRZYŻA PRZYCZYNIŁO SIĘ WIELE RODZIN I OSÓB INDYWIDUALNYCH PRZEZ STARANIA, OFIARĘ LUB PRACĘ

Na szczególne wyróżnienie zasługują: Ks. proboszcz Tadeusz Wójcicki, Józef Czubat, Jerzy Bednarz, Stanisław Bednarz, Stanisław Buczek, Ryszard Bugiel, Ryszard Czubat, Czesław Dec, Stanisław Gancarz, Paweł Gutowski, Czesław Kozak, Jan Orszak, Marek Partyka, Stanisław Sabat, Władysław Słoma, Józef Socha, Stanisław Stępak, Tadeusz Wakuła, Stanisław Walicki.

WSZYSTKO NA WIĘKSZĄ CHWAŁĘ BOGU I DLA PAMIĘCI POTOMNYCH

Kamień, 22 czerwca 2001 r.

     Po poświęceniu krzyża i pamiątkowych tablic, młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży zaprezentowała montaż słowno-muzyczny o Słudze Bożym kardynale Stefanie Wyszyńskim.


     W tym roku minęło 20 lat od tej wspaniałej uroczystości. Co się zmieniło?

     11 listopada 2005 roku odbyła się uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę kościoła na działce obok krzyża. W tym dniu, w budowanym kościele, choć jeszcze nie było dachu, odbyła się pierwsza msza święta, której przewodniczył ksiądz biskup Edward Białogłowski.

     21 grudnia 2008 roku odbyło się uroczyste poświecenie wybudowanego kościoła. Dzisiaj, na placu obok krzyża, stoi dom boży pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Świata, który służy mieszkańcom Prusiny, Błonia i Dublów. Najpierw był kościołem filialnym i należał do parafii Kamień. 5 sierpnia 2020 roku została erygowana nowa parafia - Parafia Matki Bożej Królowej Świata w Kamieniu, a jej proboszczem został ksiądz Wacław Stokłosa.

     11 listopada 2021 roku w kościele odbyła się uroczysta msza święta w intencji naszej Ojczyzny i 20 rocznicy powstania i poświecenia Krzyża Przełomu Tysiącleci, której przewodniczył ksiądz Wacław Stokłosa. W tych wszystkich uroczystościach czynny udział brali nauczyciele i pani dyrektor Małgorzata Januszewska. Oprawę artystyczną przygotowywali uczniowie (różne roczniki) Szkoły Podstawowej im. św. Królowej Jadwigi w Kamieniu-Prusinie.

     Wiele osób zaangażowanych w realizację tych dzieł już od nas odeszła do Domu Pana, wielu wydoroślało i niestety też się postarzało.

     Nie byłoby opisanych uroczystości i tak okazałego symbolu wiary, który na trwale wpisał się w pejzaż Kamienia, gdyby nie upór, ofiarna bezinteresowna praca oraz pomoc materialna wielu osób. Pierwotnie zamierzano postawić skromny krzyż z drewna, ofiarowanego przez Wspólnotę Serwitutowo - Leśną z Kamienia. Jednak zmieniono koncepcję i postanowiono wznieść krzyż metalowy. Pomysłodawcy mieli obawy, czy uda się zgromadzić potrzebne środki, wykonać ogrom pracy i dokończyć dzieło. Powołany został Komitet Budowy Krzyża. Należeli do niego: ks. Tadeusz Wójcicki, Józef Czubat, Jerzy Bednarz, Ryszard Bugiel, Paweł Gutowski, Jan Orszak, Władysław Słoma. Rozdzielono prace pomiędzy członków komitetu. Wykonanie projektu krzyża zlecił pani Alicji Pasterz ks. proboszcz, Jerzy Bednarz odpowiadał za wszelkie potrzebne uzgodnienia i pozwolenia na wzniesienie krzyża. Gromadzeniem środków finansowych mieli się zająć pozostali członkowie komitetu. Komitet zwrócił się z prośbą o pomoc finansową do p. Stanisława Bednarza i p. Stanisława Gancarza. Za uzyskane od nich darowizny został zakupiony materiał (stalowe rury), które wykorzystano do zbudowania krzyża. Środki finansowe przekazali również: ks. Tadeusz Wójcicki, p. Józef Czubat, p. Jerzy Bednarz, p. Tadeusz Wakuła, p. Stanisław Walicki, p. Marek Partyka, Towarzystwo Przyjaciół Kamienia, p. Edward Kozioł. Uzyskane środki zostały wykorzystane na zakup farby, czyszczenie rur, transport materiału do zakładu Smak Eko w Górnie. Krzyż został wykonany za darmo przez pracowników zakładu remontowego Smak. Gotowy krzyż został pomalowany w Górnie przez p. Roberta Dudzika z Kamienia. W tym czasie rozpoczęto prace ziemne na działce parafialnej, wylano betonowy postument, w którym miał być umocowany krzyż. Na działce było do usunięcia sporo pni ściętych drzew. Pracę tę, bardzo trudną wykonał pracownik pana Stanisław Buczka, jego koparką. Później zostały zakopane kręgi betonowe na przejazdy, nawieziono ziemię, by wyrównać teren. Ofiarował ją p. Józef Socha mieszkaniec Kamienia-Błonie. Prace przy nawożeniu ziemi trwały 3 dni. Załadunkiem ziemi zajęli się: pracownik pana Stanisława Buczka oraz pan Stanisław Bochenek. Ziemię własnym transportem przewozili panowie: Zbigniew Tomczyk, Czesław Kozak, Stanisław Bochenek, Robert Marut, Stanisław Tkacz, Eugeniusz Piela, Piotr Piela, Jan Woś, Eugeniusz Piędel, Józef Szewczyk, Kazimierz Drelich. Nawiezioną ziemie rozsunęli i zniwelowali teren własnym sprzętem panowie Władysław Słoma i Andrzej Kozak. Na tak przygotowany już teren przywieziono krzyż z Górna, był konwojowany przez policjantów z Kamienia. Dźwig do podniesienia i ustawienia krzyża na postumencie udostępniła firma BUDOMOT.

    

    

                                 

     Krzyż postawiono 9 czerwca 2001 roku. Wtedy okazało się, że zamiast koła wkomponowana w krzyż jest nieforemna elipsa. Opracowaniem nowego szablonu zajęli się panowie: Sławomir Koper i Stanisław Surdyka zaś prace ślusarskie wykonał p. Marian Bujdasz. Ostatnie malowanie krzyża wykonał p. Stanisław Stępak. Tablice pamiątkowe ufundował p. Ryszard Czubat. Trawę do obsiania przygotowanego terenu przekazał p. Mieczysław Piędel. W pracach przy powstaniu pomnika aktywnie uczestniczyli panowie: Stanisław Sabat, Adam Piela, Leszek Piela, Marek Podgórski, Tadeusz Błądek, Józef Piela, Kazimierz Drelich, Sławomir Koper, Stanisław Surdyka, Tomasz Socha, firma BestBud. Przy budowie pomnika pracowały całe rodziny: Partyków, Batogów, Gwoździów, Korzępów, Stępaków, Smuszów, Grabców. Towarzystwo Przyjaciół Kamienia podziękowało wszystkim zaangażowanym w powstaniu tego monumentu. Nie byłoby go w Kamieniu, gdyby nie wielu wysiłek.

     Komitet Budowy Krzyża zebrał łącznie 5550 zł. Z tych środków zakupiono: krzewy ozdobne, żwir i ziemię, opłacono transport, rury, środki na ich czyszczenie, zabezpieczenie, malowanie, zakupiono tarcze szlifierskie, kleje, flakony, opłacono koszty dokumentacji technicznej, energii elektrycznej, ziemię do siania trawy. Pozostałe wydatki poniósł ks. Tadeusz Wójcicki (zakup cementu, kostki brukowej, przepustów, izolacji, piaskowca).

     Tekst powstał na podstawie artykułu zamieszczonego w Echu Kamienia nr 1 z kwietnia 2002.
     Do publikacji wykorzystano zdjęcia wykonane przez panią Irenę Maj-Surdyka i Jana Orszaka.

Opracowała: Helena Orszak

 
« PoczątekPoprzednia12345678910NastępnaOstatnie »

Strona 7 z 32

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 29 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS