wtorek, 15 października 2024 15:52 |
Informacja o wpłatach 1,5% podatku dla Organizacji Pożytku Publicznego - Towarzystwa Przyjaciół Kamienia naliczonego za 2023 roku, który wpłynął na nasz rachunek w 2024 r.
Bardzo dziękujemy wszystkim darczyńcom, którzy wpłacili 1,5% podatku dla naszego Stowarzyszenia. Pragniemy podkreślić, że wpłaty stanowią dla nas zasadnicze źródło budżetu. Dzięki nim możemy realizować nasze statutowe zadania.
Wyrażamy wdzięczność za wsparcie naszej działalności, zrozumienie potrzeb i okazaną pomoc. Mamy również nadzieję na dalszą współpracę.
Otrzymaliśmy wpłaty od 107. podatników w kwocie 19.887 zł:
Przedsiębiorcy: Marek Partyka z Nowego Kamienia, Stanisław Bednarz z Kamienia, Władysław Kołodziej z Rzeszowa.
Nowy Kamień: Elżbieta i Mirosław Piędel, Maria Czubat, Genowefa Chojnacka, Joanna Piela, Justyna i Władysław Klimek, Genowefa i Józef Saj.
Prusina i Duble: Janina Orszak, Teresa i Władysław Drzymała, Władysław Gwoźdź, Irena Watras, Krystyna Bednarz, Wiesława i Jacek Drelich, Adam Dudzik, Waldemar Kata, Iwona i Piotr Partyka, Zofia i Jerzy Bednarz, Maria Piędel, Zofia Bednarz, Anna i Tadeusz Kołodziej, Helena i Jan Orszak, Anna i Tadeusz Rembisz, Stanisława Koper, Kamil Bednarz, Jakub Kopeć, Tomasz Wąsik, Justyna Kamil Florek, Piotr Błądek.
Kamień Górka: Marta i Marek Oczkowski, Małgorzata Bałut, Wojciech Łach, Eleonora Błądek, Władysława Olko, Stanisława i Józef Czubat, Joanna Mazurkiewicz, Halina Watras, Tomasz Polak, Anna i Tadeusz Marciniak, Zofia i Jacek Partyka, Magdalena Bałut, Maria Tupaj, Teresa i Wojciech Sądej, Wiesława i Józef Mączka, Irena Błąd, Krzysztof Sitarz, Czesław Lis, Tadeusz Marciniak, Grażyna i Stanisław Baran, Władysław Mączka, Krystyna Hanus.
Krzywa Wieś: Małgorzata Sobczuk, Ewelina Sroka, Maria Majka.
Podlesie: Zofia i Jan Orszak, Tomasz Orszak, Damian Kołodziej, Maria i Władysław Gwóźdź.
Łowisko: Andrzej Kiełb, Mateusz Zdeb, Stanisław Sączawa, Małgorzata i Bogdan Baran, Grzegorz Gumieniak, Bożena i Marek Zdeb, Beata i Grzegorz Boguń, Józef Kiełb, Marek Zdeb.
Spoza terenu gminy wpłacili: Magdalena i Krzysztof Piędel z Opola, Jan Krawiec - Głogów Małopolski, Magdalena Kochaniec - Wrocław, Anna Pawlik-Wywrot - Głogoczów, Justyna i Tomasz Partyka - Kopcie, Filip Oczkowski - Warszawa, Wanda Cyrano - Przemyśl, Józefa Uchańska - Sójkowa, Urszula i Józef Surdyka - Zawiercie, Czesław Sabat - Jeżowe, Piotr i Jadwiga Leszczuk - Lublin, Agnieszka i Jan Kutyła - Katowice, Maria i Stanisław Urbanik - Kraków, Hanna Uzdowska - Kraków, Krzysztof Uzdowski - Kraków, Rozalia Czekała - Gogolin, Teresa i Stanisław Siut - Wrocław, Stanisław Stolarz - Cholewiana Góra.
Anonimowo wpłaciło 17 podatników.
Darczyńcy wpłacili kwotę 790 zł: Teresa Siut z Wrocławia, Stanisław Kołodziej z Legnicy, Józef Rodzeń ze Słupska, Bronisław Rodzeń z Warszawy. Darczyńcy z Kamienia: Tadeusz Rurak, Zofia Bzduń, Władysława Story, Władysława Olko, Maria Kozora, Józef Rurak.
Uzyskane dochody w 2024 r. wyniosły 20.677 zł.
Dziękujemy serdecznie wszystkim ofiarodawcom i prosimy o przekazanie Waszego podatku i darowizn w roku przyszłym.
Szczególne podziękowanie składamy Panu Markowi Partyce, Panu Stanisławowi Bednarzowi, oraz Autorom artykułów publikowanych na stronie internetowej i w Roczniku: Władysławowi Wąsikowi z Wrocławia, Grzegorzowi Boguniowi, Tomaszowi Sączawie i Mirosławowi Piędlowi.
Kamień, październik 2024 r.
Zarząd Towarzystwa Przyjaciół Kamienia: Józef Czubat, Jan Orszak, Genowefa Saj, Zofia Bednarz, Mirosław Piędel, Krystyna Hanus, Joanna Mazurkiewicz, Paweł Gutowski, Antoni Partyka
|
wtorek, 08 października 2024 19:57 |
Czy wiesz co to jest ”Patryja” w Krzywej Wsi?
Do publikacji opowieści o „Patryji” skłoniły mnie rozmowy z ludźmi, których rodzinne korzenie wywodzą się z Krzywej Wsi w gminie Kamień. Dla nich jedną z atrakcji dzieciństwa i młodości była wieża. Jaka wieża? Drewniana czy niemiecka?
Z rozmowy z Anną Piróg wynika, że jej zmarły mąż Józef Piróg pamiętał wysoką, ponad 30-metrową więżę obserwacyjną, zbudowaną dla niemieckiego wojska w czasie II Wojny Światowej z metalowych szyn i prętów, która stała na jego ziemi. Dziś to lokalizacja pomiędzy Kamieniem a Górnem, przy drodze wojewódzkiej numer 878 Nisko-Rzeszów, tam gdzie niedawno znajdowała się tzw. asfaltownia dla budowy trasy S 19; teren ten do 1950 roku znajdował się w granicach gminy Kamień i należał do Krzywej Wsi.
W relacjach jej syna Jana Piroga pojawia się obraz drewnianych elementów w tej budowli - podłogi i kosza, który mógł być przeznaczony dla wartowników. Według niego mogły to także być pozostałości po stojącej w tym samym miejscu wieży drewnianej, o której opowiadał mu jego ojciec.
Zagłębiając się w historię niemieckiej wieży obserwacyjnej w Krzywej Wsi pojawiło się kilka informacji, które wskazywałyby, że lokalizacja wybrana przez okupanta w czasie II Wojny Światowej nie była przypadkowo, bo już wcześniej w tym miejscu istniała drewniana wieża obserwacyjna. Potwierdza te informacje Józef Przybysz, mieszkający w Krzywej Wsi od 1940 roku. Chętnie słuchał on opowieści swojego ojca Pawła Przybysza, urodzonego w 1901 roku i Józefa Majki, zmarłego w 2020 roku w wieku 101 lat. Twierdzili oni, że po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku wojsko polskie w latach 1921-1922, jak wspominali - „za Piłsudskiego”, wybudowało bardzo wysoką wieżę obserwacyjną dla celów wojskowej obserwacji terenu. Ojciec Józefa Przybysza wspominał, że z wieży tej korzystała również Ochotnicza Straż Pożarna z Kamienia. Jednakże do tej pory nie znaleziono dowodów (np. zdjęć) innych, niż wspomnienia mieszkańców potwierdzających istnienie drewnianej wieży obserwacyjnej wybudowanej przez polskie wojsko, na której okupant niemiecki w czasie II Wojny Światowej wybudował czy też dobudował metalową wieżę strażniczą.
O wieży znajdującej się w Krzywej Wsi opowiadał mi także Władysław Kostyra. Z jego wspomnień wynika, że po II Wojnie Światowej jako młody chłopiec często wspinał się na tę konstrukcję. On także pamięta jej drewniane elementy. Wspinając się na nią z kolegą Janem Pierogiem, mówili, że to resztki wieży drewnianej wybudowanej przez Polaków, o której słyszeli od starszych mieszkańców wsi. Dla dzieci i młodych ludzi była ona wielką atrakcją, a wyczynem było wejść na jej szczyt. Ze szczytu wieży widać było cały teren gminy Kamień, a ktoś kto miał lornetkę mógł zobaczyć klasztor w Leżajsku. Ojciec mojego rozmówcy opowiadał mu, że było to możliwe, bo niemieccy żołnierze, używający wieży w okresie wojny i okupacji w celach wojskowych, wycięli w lesie drzewa tworząc korytarz ułatwiający widoczność w tym kierunku.
Kolejna moja rozmówczyni, Karolina Gancarz z domu Bałut, wspominając okres okupacji niemieckiej podczas II Wojny Światowej, pamięta doskonale metalową, ponad 30-metrową, wieżę obserwacyjną, którą mieszkańcy wsi nazywali „patryją”, wybudowaną przez okupanta kilka metrów od pola jej ojca w Krzywej Wsi. Gdy w jej pobliżu pasła krowy, widziała na jej szczycie uzbrojonych niemieckich żołnierzy, słyszała ich „szwargotanie”. Według niej istniało połączenie telefoniczne wieży z budynkiem szkoły w Krzywej Wsi, gdzie stacjonowali niemieccy żołnierze oraz z Górnem, gdzie znajdował się ośrodek szkoleniowo-wypoczynkowego lotników niemieckich, na terenie dzisiejszego sanatorium. Jest tego pewna, bo jej ojciec pracując z sąsiadem Józefem Kurysiem w polu, orząc, uszkodzili przewód telefoniczny; zatrzymani przez władze okupacyjne w Górnie cudem uniknęli za to kary śmierci. Widziała także usytuowane w pobliżu wieży prowizoryczne lotnisko, na którym lądowały niemieckie ćwiczebno-patrolowe samoloty. Budynek, w którym mieszkał dowódca kierujący jednostką wojsk niemieckich w Górnie, znajdujący się na terenie dzisiejszego sanatorium w Górnie, do dziś nazywany jest „generałówką”. Dobrze zachowała w pamięci zdarzenie, kiedy przechodząc obok tego budynku niemiecki „Generał”, czyli dowódca tej placówki wojskowej, ruchem ręki przywołał ją do okna i dał jej dużą kromkę chleba białego z masłem i wędliną. O tymże „Generale” pisze w swoich wspomnieniach Walenty Klimek, mieszkaniec Kamienia, który służył w armii austriackiej przed 1920 rokiem. Podaje on, że jego jednostką dowodził żołnierz, który potem zarządzał ośrodkiem szkoleniowo-wypoczynkowym w Górnie.
W czasie okupacji żołnierze niemieccy coraz rzadziej korzystali z wieży strażniczej, co mieszkańcy Kamienia wykorzystywali odkręcając i zabierając metalowe części konstrukcji. Ponieważ wieża ta stała na gruncie należącym do Józefa Piroga, żołnierze nakazali mu, pod groźba śmierci, pilnować budowli przed zniszczeniem. Pod koniec okupacji wieża, ogołocona z metalowych elementów, musiała być podparta drewnianymi drągami zabezpieczającymi ją przed zawaleniem. Po wojnie nikt już o nią nie dbał, aż zawaliła się podczas burzy, około 1981 lub 1983 roku.
Moja rozmówczyni Zofia Piróg, wspomina, że wieża dla młodych kamieńskich dziewcząt i chłopców w czasach jej młodości była miejscem spotkań, gdzie można było popisać się odwagą, szczególnie wtedy, gdy wspinanie się na chylącą się ku upadkowi wieżę z każdym rokiem było coraz bardziej niebezpieczne.
Dziękuję bardzo za miłe rozmowy i wspomnienia o wieży rodzinie Pirogów - Pani Annie, jej dzieciom Zofii i Janowi, Pani Karolinie Gancarz oraz Panom Władysławowi Kostyrze i Józefowi Przybyszowi, którzy swoją pamięcią wzbogacili historię gminy Kamień zebraną dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia
.
Jeżeli ktoś z Państwa Czytelników zna lub pamięta z opowiadań swoich przodków jakieś historie o wieży w Krzywej Wsi to uprzejmie proszę o kontakt.
Kamień, październik 2024 rok
opracował Józef Czubat |
Konstanty Radomski - Kamień k. Rudnika nad Sanem 56-143 nr 398 |
|
|
|
piątek, 16 sierpnia 2024 08:38 |
WSTĘP
Opisuję mieszkańców kolonii niemieckiej we wsi Nowy Kamień, nazwanej przez nich "Steinau”, jako naszych sąsiadów, z którymi współżyliśmy w zgodzie i wzajemnej życzliwości, niezależnie od wydarzeń na arenie politycznej. Byli to Niemcy dobrzy. I choć ucierpieliśmy okrutnie, zwłaszcza w czasie drugiej wojny światowej od nienieckiej przemocy i hitlerowskiego bestialstwa, oceniamy tych naszych sąsiadów sprawiedliwie, ceniąc ich rzetelną postawę wobec Polaków w tych najdramatyczniejszych czasach.
Jestem mieszkańcem wsi Kamień z dziada pradziada i całe moje życie związało się z tym miejscem rodzinnym. W pamięci mojej zapisała się bezpośrednio historia wszystkich lat stulecia, gdyż urodziłem się na progu lat 1900.
Z lat pacholęcych zapamiętałem sławnego podówczas Niemca - Filipa Schneikartha, potomka z trzeciego już pokolenia osadników niemieckich, którzy tu przybyli na przełomie XVIII/XIX wieku. Był to dobry gospodarz, rolnik na 10-hektarowym gospodarstwie. Niskiego wzrostu, o krótkiej, szerokiej szyi, z takąż szeroką, owalną twarzą, z rudymi włosami, został przez kogoś dobrodusznie przezwany „Mały Tupa”.
Społeczność niemiecka w swoim żargonie mowy polskiej mawiała na niego „Malytupa”, co z czasem przyjęło się powszechnie i wśród Polaków, tenże Filip Schneikarth był nadspodziewanie pożyteczny, bardzo uczciwy, serdecznie życzliwy i uczynny. Znał on sztukę leczenia chorych ludzi i zwierząt domowych, choć był półanalfabetą. Zajaśniał we wsi i w okolicy jako Znachor Malytupa. W naszym domu, gdy miałem pięć lat, operował on zwichniętą nogę mojej matki. Założył łupki, najpierw słoniną moczoną z okowitą, bandażował lnianą dartką ze starej koszuli i przykazał codzienne zalewanie bandaża okowitą. Dzięki temu noga szybko się wyleczyła, a matka nauczyła się tego rzemiosła i często podobne zabiegi czyniła w licznych przypadłościach swojej gromadki dzieci.
Kiedyś, później, zimą, ojciec nasz złapał zapalenie płuc, pracując w lesie. Wtedy Znachor Malytupa stawiał mu cięte bańki na plecy i piersi. Potem, kiedy temperatura stopniowo obniżyła się, zalecił ojcu spacer bosymi nogami po śniegu przed wschodem słońca i dalsze wygrzewanie się pod ciepłą pierzyną. Praktyki te tak uodporniły ojca, że już nigdy więcej nie zachorował na zapalenie płuc.
Leczył jeszcze ojca w okresie między I a II wojną światową, gdy zachorował na ciężką żółtaczkę z powodu kamieni żółciowych, sprawiających przeogromne cierpienia i bóle. Ów Znachor wlewał ¼ litra oliwy jadalnej z takąż ilością mleka i tyleż samą miarką okowity. Przy natężonych bólach robił lewatywę przez 24 godziny i w ten sposób wyleczył umierającego już tatę. Kamienie żółciowe nigdy nie powróciły, zaś stary ojciec przeżył swoje 78 lat uodporniony na wszelkie dolegliwości. Ten uczciwy i życzliwie uczynny Niemiec opowiadał nam łamaną polszczyzną, chwaląc się, jak i ilu chłopów oraz kobiet uleczył z kolki brzusznej, wynikającej ze wrzodu żołądka, bądź innego schorzenia przewodu pokarmowego, gdy bywali bezradni. Kuracja to była ciężka. Robił taki preparat: ¼ litra moczu końskiego, tyleż okowity oraz pół litra mleka słodkiego, tym poił chorego, który dostawał ataku bólu, krwawych wymiotów i biegunki, ale po kilku dniach stawał się zdrowy, i podobne choroby już nie wracały. Opowiadał, kogo tak uleczył i że żaden przy jego kuracji nie umarł. Tenże powszechnie szanowany Niemiec umarł tuż przed II wojną światową, mając 90 lat z okładem.
W pamięci mojej, starego pisarczyka, zachowały się z tamtych dawnych czasów nazwiska sławniejszych gospodarzy jak Piotr Rollwagen, Schneikarth, Hausner i inni. Liczni wyzbyli się swych dobrze zorganizowanych gospodarstw, ze wspaniałą, obszerną zabudową, opuścili Kamień w początkach wieku. Pozostała po tych ludziach dobra pamięć, bo zachowanie tych Niemców wobec polskiej ludności było życzliwe, na wzajemnie dobrosąsiedzkiej stopie. Mieszkańcy Kamienia dużo się nauczyli od nich rolnictwa, a także rzemiosła.
Inne rodziny niemieckie pozostawały w kolonii w Nowym Kamieniu przez następne dziesięciolecia. Po zakończeniu I wojny światowej wielu z nich przeniosło się w Poznańskie, tuż przed II wojną niektórzy odeszli do innych oddalonych miejscowości. Ta reszta Niemców opuściła naszą wieś w okresie II wojny światowej. Wszyscy pozostali opuścili ostatecznie Kamień w l942 r. w czasie okupacji hitlerowskiej, obowiązkowo przeniesieni pod Mielec, do Kolonii Niemców, utworzonej przez władzę hitlerowską z polskich gospodarstw chłopskich.
W społeczności wiejskiej utrzymuje się do teraz pozytywna ocena tych ludzi, których cechowały przymioty życzliwości i przyjacielskiego współżycia z naszym narodem.
|
Więcej…
|
"Stare rodziny chłopskie" - Konstanty Radomski |
|
|
|
czwartek, 15 sierpnia 2024 16:50 |
W dziejach rodzin chłopskich chcę opowiedzieć o znanej mi z sąsiedztwa czteropokoleniowej rodzinie osadniczej, której protoplasta Antoni przybył tu na początku XIX wieku z kolbuszowskiego, nabywając nieduży płat ziemi. W trudzie solidnej pracy zbudował chatę i dalsze obiekty gospodarcze, z czasem dokupując po kawałku ziemi. W tym narastaniu doszedł do średniorolnego stanu gospodarczego.
Rodzina ta z ojca na syna zachowała solidny stosunek do pracy, idąc z postępem społeczno-gospodarczym oraz wzorowo organizując porządek zdyscyplinowanego trudu w pracach na polu, jak kółka zegara w każdej dziedzinie - w chlewie, oborze i na boisku stodoły każda czynność systematycznie była wykonywana w określonym czasie. Dawało to pozytywne efekty wspaniałego rozkwitu, wymieniony przybysz, z pochodzenia Lasowiak, pasjonował się bartnictwem, więc każdy zakątek w obejściu zagrody wykorzystywał pod drzewa owocowe, co dawało też dodatkowe pożytki. Zimą dorabiał przy pomocy potomnej rodziny tkactwem, bowiem w każdej chłopskiej rodzinie tamtego czasu nikt darmo chleba nie zjadał, bo chleb w biednych czy bogatych rodzinach był w dużym szacunku, w czasie posiłków przez ojca lub dziadka wydzielany. Chleb w chłopskiej rodzinie stanowił chlubę dobrobytu, co utrwaliło się w powszechnym porzekadle:
"gdzie chleb i woda, tam nie ma głoda”.
W układzie ładu rodzinnego dorastający uchodzili z domu ojca, zakładając samodzielne ogniska rodzinne w kraju bądź za granicą, gdzie również gospodarzyli, stosując się do postępu w rolnictwie, zachowując jednocześnie z obyczajności prawa ludzkie i w zgodzie z przykazaniami bożymi rozwijali się społecznie i gospodarczo, w zgodzie z narastającym postępem tamtych czasów.
W rodzinie naszego gospodarza, Jana nie było ani nacisku, ani objawów samowoli, życie płynęło według uładzonej zasady tradycyjnego porządku dziennego, a każda czynność wykonana na czas nie pozostawiała żadnych uchybień. Bowiem rodzina ta darzona powszechnym szacunkiem, przy owej obyczajności zachowywała zasadę: "co boskie - Bogu, co cesarskie - cesarzowi, a pozostałość sobie".
I tak pokrótce naświetliłem genezę postępowej rodziny z XIX-XX wieku, drugiego już Jana w trzecim pokoleniu, średniorolnego gospodarstwa z mojego sąsiedztwa, bez podania nazwiska, gdyż nie każdemu schlebia podnoszenie jego walorów, są tacy, co wolą swą świetlaną egzystencję zachować w cieniu skromności.
Pisząc o tej rodzinie, chciałbym opisać dalsze dzieje jej potomnych, opisując wesele, odznaczające się barwnym folklorem, z okresu międzywojennego. Było ono świadectwem, jak w czasie pomajowego kryzysu gospodarczego, pogłębiającego się od czasu rządów pułkownika Sławka, wykazano podziwu godną zaradność tej rodziny. Bez narzekań na ciężkie czasy świetnie się Ona rozwijała. Ojciec najstarszego syna wyprawił do krajów zamorskich, następnego zaprawiał do prowadzenia gospodarstwa rolnego. W tym celu przygotował go do odbycia służby wojskowej dla nabycia życiowego hartu chcąc ustanowić go na gospodarstwie jako niezawodnie prawego dziedzica, licząc, że on z pomocą ojca wyszkoli pozostałe młodsze rodzeństwo. Zaufanemu synowi mówił, że czas mu się ożenić, bo "rannego wstawania, wczesnego ożenienia nikt nie pożałował”, dając mu wolną rękę wyboru oblubienicy z jedną uwagą: "żeń się Jasiu żeń, ale po świadomemu, żebyś nie wprowadził ciorastwa do domu". Było też takie mądre od pokoleń stosowane porzekadło:
"żony, krowy i konia szukaj u sąsiada, gdzie nie tylko zalety, ale i wady ukryte będą ci znane”.
|
Więcej…
|
|
|