środa, 11 grudnia 2024r.
Home Wspomnienia "Stare rodziny chłopskie" - Konstanty Radomski
"Stare rodziny chłopskie" - Konstanty Radomski

     W dziejach rodzin chłopskich chcę opowiedzieć o znanej mi z sąsiedztwa czteropokoleniowej rodzinie osadniczej, której protoplasta Antoni przybył tu na początku XIX wieku z kolbuszowskiego, nabywając nieduży płat ziemi. W trudzie solidnej pracy zbudował chatę i dalsze obiekty gospodarcze, z czasem dokupując po kawałku ziemi. W tym narastaniu doszedł do średniorolnego stanu gospodarczego.

     Rodzina ta z ojca na syna zachowała solidny stosunek do pracy, idąc z postępem społeczno-gospodarczym oraz wzorowo organizując porządek zdyscyplinowanego trudu w pracach na polu, jak kółka zegara w każdej dziedzinie - w chlewie, oborze i na boisku stodoły każda czynność systematycznie była wykonywana w określonym czasie. Dawało to pozytywne efekty wspaniałego rozkwitu, wymieniony przybysz, z pochodzenia Lasowiak, pasjonował się bartnictwem, więc każdy zakątek w obejściu zagrody wykorzystywał pod drzewa owocowe, co dawało też dodatkowe pożytki. Zimą dorabiał przy pomocy potomnej rodziny tkactwem, bowiem w każdej chłopskiej rodzinie tamtego czasu nikt darmo chleba nie zjadał, bo chleb w biednych czy bogatych rodzinach był w dużym szacunku, w czasie posiłków przez ojca lub dziadka wydzielany. Chleb w chłopskiej rodzinie stanowił chlubę dobrobytu, co utrwaliło się w powszechnym porzekadle:

"gdzie chleb i woda, tam nie ma głoda”.

     W układzie ładu rodzinnego dorastający uchodzili z domu ojca, zakładając samodzielne ogniska rodzinne w kraju bądź za granicą, gdzie również gospodarzyli, stosując się do postępu w rolnictwie, zachowując jednocześnie z obyczajności prawa ludzkie i w zgodzie z przykazaniami bożymi rozwijali się społecznie i gospodarczo, w zgodzie z narastającym postępem tamtych czasów.

     W rodzinie naszego gospodarza, Jana nie było ani nacisku, ani objawów samowoli, życie płynęło według uładzonej zasady tradycyjnego porządku dziennego, a każda czynność wykonana na czas nie pozostawiała żadnych uchybień. Bowiem rodzina ta darzona powszechnym szacunkiem, przy owej obyczajności zachowywała zasadę: "co boskie - Bogu, co cesarskie - cesarzowi, a pozostałość sobie".

     I tak pokrótce naświetliłem genezę postępowej rodziny z XIX-XX wieku, drugiego już Jana w trzecim pokoleniu, średniorolnego gospodarstwa z mojego sąsiedztwa, bez podania nazwiska, gdyż nie każdemu schlebia podnoszenie jego walorów, są tacy, co wolą swą świetlaną egzystencję zachować w cieniu skromności.

     Pisząc o tej rodzinie, chciałbym opisać dalsze dzieje jej potomnych, opisując wesele, odznaczające się barwnym folklorem, z okresu międzywojennego. Było ono świadectwem, jak w czasie pomajowego kryzysu gospodarczego, pogłębiającego się od czasu rządów pułkownika Sławka, wykazano podziwu godną zaradność tej rodziny. Bez narzekań na ciężkie czasy świetnie się Ona rozwijała. Ojciec najstarszego syna wyprawił do krajów zamorskich, następnego zaprawiał do prowadzenia gospodarstwa rolnego. W tym celu przygotował go do odbycia służby wojskowej dla nabycia życiowego hartu chcąc ustanowić go na gospodarstwie jako niezawodnie prawego dziedzica, licząc, że on z pomocą ojca wyszkoli pozostałe młodsze rodzeństwo. Zaufanemu synowi mówił, że czas mu się ożenić, bo "rannego wstawania, wczesnego ożenienia nikt nie pożałował”, dając mu wolną rękę wyboru oblubienicy z jedną uwagą: "żeń się Jasiu żeń, ale po świadomemu, żebyś nie wprowadził ciorastwa do domu". Było też takie mądre od pokoleń stosowane porzekadło:

"żony, krowy i konia szukaj u sąsiada, gdzie nie tylko zalety, ale i wady ukryte będą ci znane”.

     W trosce o losy dalszej drogi syna doświadczony ojciec sugerował mu różne znane gniazda zdrowych i gospodarnych rodzin z dobrze przygotowanym narybkiem urodziwych dziewuch. Znając więc po sąsiedzku szwarną dzierlatkę, zwaną Józia Żyłowa, przygarniętą z dobrego domu od Rzeszowa przez bezdzietne małżeństwo do wspaniale zagospodarowanej zagrody na tzw. „wychowanicę" u najbliżej graniczącego sąsiada, uznał, że ta rezolutna dzieweczka wykazywała wielostronne zalety, przecież nie uszło uwagi rodziców Jasia. Sugerowali więc mu tak udaną partnerkę, lecz zawsze grzeczny i poważny, a skryty w sobie Jasiu nie objawiał zachwytu ni wzgardy. Bywając na co dzień w polu, czy w obejściu zagrody zawsze był dla krasnolicej Józi jednakowo uprzejmy i koleżeński, lecz zagadkowy. Nie zobowiązywało go to do gorących znajomości i w wioskach sąsiednich, gdzie czysto zajeżdżał w wolnych chwilach, jak również w pobliskiej Cholewianej Górze, bo i tam go, jako gospodarskiego i dobrze-urodzonego syna mile przyjmowano. Często wymawiane zdanie ojca, że niewiastę w gospodarstwie winny cechować nie tylko piękne lico i gospodarność, ale powinna być skrzętna, ulepna i zgrabna, z matki dobrej gospodyni, to też Jasiu, zrośnięty z daną uwagą ojca, ogląda się za taką właśnie ulepną partnerką z pozytywnymi walorami. Długo jednak spostrzeżenia swej upodoby nie ujawniał, a zagadnięty przez mamę co do sąsiadki Józi oznajmił, że ma już w swej upodobie inną i bardziej masywniejszą, gdzie pociągają go niebywałe dotąd refleksyje. Są to trzy siostry na obszernym, dobrze zorganizowanym gospodarstwie w Cholewianej Górze, co mamę aż zatkało, znała bowiem młodociane zaloty ojca, że tenże był zapalony miłością po same uszy do matki tych trzech córek, lecz ubiegł go bogatszy i taka rysa zawodu pozostała mu na długie lata. Zasmucona tą wiadomością krasnolica sąsiadka Józia porzuciła obiecaną zagrodę jej ciotki i wróciła na Rzeszowszczyznę do Ojca. Zagadnięty przez ojca Jasiu powtórzył „co wyznał matce, że jeśli tata zgodny, to pojmie jedną z trzech danych sióstr, tą którą mu tata wskaże. Jest tam najmłodsza krasnolica Jagusia, starsza, wysoka, dobrze zbudowana, o dobrej kondycji ciemnobrewa szatynka Hanusia i najstarsza, mlecznoróżowa blondynka średniego wzrostu, masywnej kondycji, pełna temperamentu Salusia. Wszystkie one są porywająco uprzejme, obyte i dobrze się zapowiadające na wzorowe gospodynie, więc jeśli tata akceptuje ten wybór, to niech tam ułoży z matką córek, czy i której ma się oświadczyć na dozgonnego oblubieńca, a sprawę rzeczowego wiana pozostawia do ustalenia obojga rodziców. Kiedy już po omówieniu wszelkich formalności przez oboje rodziców pary oblubieńców, ustalono czas wesela. Na przyszłą gospodynię ugodzono najstarszą z trzech córek pannę Salomeę, dla której zadeklarowano wiano dwie morgi dobrej ziemi i obszerny płat dwukonnej łąki, jako bazę dla utrzymania krowy i jałówki, które młoda gospodyni wniesie w dom swego oblubieńca - Jana wraz z tradycyjną skrzynią wypełnioną garderobą, w tym nowy kożuch z czarnego barana z zimową czapką dla gospodarza. Ustalono czas wesela, które zaczęło się głośną muzyką wieczornych zrękowin w domu Pana Młodego, gdzie wedle zwyczaju gawiedź młodzieży z całej wsi garnęła się w strojach wieczorowych „nie boso, jak dawniej, ani w chodakach, ale w skórzanym obuwiu bądź w sandałkach. Tak w rytmie skocznej muzyki tańcząc, śpiewano stosowne piosenki do rana, do czasu wyjazdu Pana Młodego w dom Panny Młodej na wieś w Cholewianej Górze, gdzie się odbyło huczne wesele.

     Przyśpiewki:

Oj, wesoło, wesoło radość silę Zaczyna,
Bo sroka na stodole ogoneczkiem kiwa
Jaworowe kółka dębowe roztwórz
Spodobały mi się Taborowe córki.
Ale mi ich nie chcom dać, mój Boże,
Ale niechcom mi jej dać.
Dadzą jedną, dadzą, samą przyprowadzą
Nie trzeba się frasować, mój Boże
Nie trzeba się frasować,
A na święty Jacek w Rzeszowie jarmarek.
Tamoj ci ją przywiozą! Mój Boże.
Tamoj ci ją przywiozą.
Przyjechali trzej ułani z wojny /2x4/
Pytali się o nocleg spokojny, o nocleg spokojny.
Gdy znaleźli gospodę spokojną,
zapytali o dziewczynę strojną,
zapytali o dziewczynę strojną.
A czy żeście jej nie widzieli w polu /2x/
Wypiela tam pszeniczkę z kąkolu /2x/
A Hanka ich czule przywitała /2x/
I każdemu podarunek dała /2x/.
Jasiowi obrączkę na rączkę /2x/ =
A Stachowi miłość i gorączkę, miłość i gorączkę.
A trzeciemu kijem smarowała /2x/
Bo nie wiedział, jakie jest kochanie,
Bo nie widział dziewczęcia kochanie.
Oj, Jaguś, Jaguś, ty moje kochanie, -
Gdy już ciebie stracę, co się ze mną stanie,
Niech gaśnie księżyc i gwiazdy na niebie,
Nie żyć my, nie żyć, Jagusiu bez ciebie
Na nic by się mi moje oczy zdały,
Gdyby cię już Jaguś, zobaczyć nie miały.

     Jadąc dalej drużbowie zaśpiewali staro ułańską piosenkę:

Oj, nie masz, to nie masz, jak to nad ułana;
Człowiek wypatruje na wielkiego pana,
Czepeczka rogata, kutasem ozdobna
A chorągiew nad nią powiewa nadobna.
Koń dzielny ruchami drogę wypatruje,
A szabla przy boku błyszczy, pobrzękuje.
Gdyśmy tak jechali, dzieweczki zerkały,
Za te ładne wąsy Życie byśmy dały.

     I dalej na wojskowo:

Jak żem do wojska rugował,
Paradny mundur fasował,
Szabla przy boku błyszczy się;
A moja luba smuci się/2x/,

Och, ten mój Jasieczek to jest wielka Jucha,
w soboty ma gębę od ucha do ucha.

Pięknie wyśpiewuje, kiedy z karczmy wraca
A w domu wszyściutkie stołeczki wywraca.

Było dużo szumu w domu kołodzieja;
Przyłapał u żonki wielkiego złodzieja.

Piękne Hanki włosy we warkocze dwa,
Komuż teraz, komuż ona je odda.

Nadał się Staszek jemu jest miła,
nie tylko głaskać je pozwoliła...

     Już po północy przyjechali posłowie z domu panny Młodej z Cholewianej Góry na zrękowiny do Pana Młodego, śpiewając pod drzwiami:

Hej dobra nocka, wedle północka
Oj dobrze ci spać Jasiu, dobrze Jasiu spać.

Przyjechały goście od Pani ich mościej,
Trza Jasiu wstawać, trza Jasiu wstawać ...

Hej, dobra nocka koło północka, oj, kole twego okna,
Ty sobie leżysz w białej pościeli, a nam sukmana przemokła.

Hej, zakukała, hej, zakukała kukułka po borze, po lesie,
Oj, cóż tam Pani Młoda dla swego Jasieńka przyniesie,
Oj, co przyniesie …

     A ponieważ nikt z domu Pana Młodego nie wychodził, zaśpiewano:

Puśćcie nas ta puśćcie, kiedyście nam radzi,
Bo się nas tu wielka gromada prowadzi.

Puśćcie nas ta puśćcie, na piec za celuście;
Jak nas nie wpuścicie, to nas u mrozicie.

     W otwartych drzwiach stanął gospodarz. Zaśpiewali:

Niech że bydzie pochwalony Jezus Chrystus nasz,
Ano wieki wieków amen witajcie do nas.

     Odpowiadają:

Będzie pochwalony Jezus Chrystus nasz,
I na wieki wieków amen, pierwszy taniec wasz.

     I tak zeszedł nocą ceremoniał sprzedawania „konia", tj. przybranej w kwiaty i kolorowe wstążki choinki od Panny Młodej dla marszałka wesela u Pana Młodego, którą przy śpiewie z dowcipami i tańcami wytargowano z 2 litry okowity, dalej bawiono się do dnia białego.

     A ze wschodem słońca cały sznur furmanek wyruszył po Pannę Młodą na ślub do kościoła, a w drodze do Młodej grano śpiewano smutne piosenki. Cztery wozy wyjechały z domu Młodego, naładowane poza muzykantami, Panem Młodym, starostą ze starościną i starszym drużbą - drużbami i druhnami, podchmieleni gorzałką dla „kurażu" śpiewali najrozmaitsze piosenki:

Kochałam cię Jaśku, miałam cię w serduszku,
Ale nie we środku, jeno na krajuszku.
Nie będę, nie będę wojaka kochała,
Bo pójdzie do wojska, ja będę płakała,
karałeś mnie Boże, ni za jakie zbytki,
Ładnego kochałam-dostaje się brzydki.

Dziewczyno kochanie, u ciebie śniadanie,
U ciebie wieczerza, u cię pogadanie.

Moje czyrne oczka zalotliwe były,
Z dziesiątego pola Jasia przywabiły.

Zaświć mi miesiączku, za nowym pryłazem,
Stanij ta Jasieńku, to pójdziemy razem.

Już to siódmy rocek za mój zarobocek,
Co zem zarobiła, przepił kochanecek
Co zem zarobiła na żniwach, na żniwie
Poprzepijał Jasiu na piwie, na piwie.

W porębie, na dębię gruchały gołębie,
Ciebie Jasiu kocham, boś ładny na gębie.

     Orkiestra grała, gawiedź młodzieży tańczyła, śpiewała, tata piwem, a mama pierogami częstowała i tak w późną noc dalej tańczyli i śpiewali:

Którędy Jasiu pojedziesz, pojedziesz,
Czy przez plantacyję, czy przez wieś, czy przez wieś.
Przez wieś mamusiu pojadę, pojadę
Do swej dziewczyny, do swej jedynej na radę, na radę.
A cóż tam będzie za rada, za rada,
Kiedy Hanusia nie gada, nie gada.
Oj będzie ona gadała, gadała
Kiedy przyjechać kazała, kazała
Ej, jak zajadę, zajadę, mam taką myśl,
Powiedz, że mi moja Hanuś, moja Hanuś,
Gdzie się mamy zejść, gdzie się mamy zejść.
W ogródecku przy ziołecku, tam se siądziemy,
I tam sobie mój Jasieńku słówko powiemy, słówko powiemy.
Nie turbuj się Saluś, ma pieniążki Jasiu
Wczoraj na jarmarku sprzedał worek maku.
Żydom sprzedał cielę, gąsiora do tego,
Będziesz się ubierać od święta wielkiego.
Z widłami do gnoju, z grabiami na łąckę,
Gdzie będziesz se zgrabywała siano na kopeckę.
Potem se przywieziesz siano na zapole,
Abyś se chowała sobie swoją krowę.
Rytm pracy na roli lekko zakłócony,
Nadrobić zaległość Jasio jest zmuszony.
Salusiu kochana, słońce silnie świeci,
Skiby zbyt wysuszy, wilgoć z nich wyleci.

w ogródeczku siedzą Jeszcze dwa indyki,
A on też już łapnie za grabie i motyki.
Ptaki się wywabi, posieje cebulę,
Ale trzeba najpierw nakarmić Krasulę.

Kręci się Salusia, niczym karuzela,
Rad Jasio jest temu, więc radośnie śpiewa.
Trafił tak bezbłędnie w właściwym wyborze
I jest z tego dumny, jak panicz na dworze.

     I na odwyrtkę:

Chwaliłaś się, Saluś, że umiesz haftować,
A ty se nie umiesz barszczu ugotować.
Chwaliłaś się, Saluś, że ty umiesz krosna,
A to wedle togo, byś za Jaśka poszła.

     Druhny Panny Młodej:

A nasza Salusia czystą panną była
Do samego ślubu wianek donosiła
Wianek donosiła i to bielusieńki
nie tak, jak to teraz, kamieńskie dziewuszki,

Że idzie do ślubu ustrojona w mirty,
A jej wianuszek już dawno zwiędnięty.
Przejdzie po weselu dwa lub trzy miesiące;
Stoi kolebecka, a w niej małe brzdące.

Ludziska się śmieją, rodzina się wstydzi,
Bo takich panienek cała wieś wyszydzi.
Saluś kochana, dzisiaj twe wesele, wszyscy się cieszą od rana,
Pomyśl, że twój Jasiek do wojska pójdzie, gdy ty pozostaniesz sama.
Będziesz ty, Saluś tęskniła, w skrytości będziesz płakała,
I nie raz sobie może pomyślisz, ach, po cóż ja się wydała.
Płaczą oj oczka, płaczą i powieki,
Bo muszę już utracić wianeczek na wieki.
Oj, nasza Salusiu, sprawuj nam się dobrze,
Bo wnet twój fartuszek na pieluszki się podrze.

Wesele to, Matulu, i weselisko
Ucieszcie się wszyscy, i ty, siostrzyczko.
Siostry zaśpiewały:
A cóż to za wesele, co go tylko dwa dni,
Żeby cały tydzień, toby było ładniej.

Wesele, wesele, chwała, że nie nasze,
Wesela godziny - a biedy na zawsze.

     Druhny śpiewały:

Ruto zieleniutka, czemuś się zmieniła,
Kochana Salusiu, coś się zasmuciła?

Ruto zieleniutka i ty rozmarynie,
Już się twoja rączka nigdy nie uwije.

Ani piękne kwiaty, ani rozmaryny,
Nie będą zdobiły skroni tej dziewczyny.

Wianeczek mirtowy, słoneczko aż pali,
Nie będziesz już panną, słońce ci się żali.

Nie będziesz już panną, boś wianek straciła,
Pokochałaś Jasia, - jemuś go złożyła.

Co to za wesele, co to za gościna
Placków napieczono, kapuśniaków nima

Czyja to … wylazła z pod ....
Kudłata jak sowa, a to Rachoniowa.

Te nasze drużeczki, to nic nie śpiewają,
Siadły se za stołem, placki zajadają-
Siedzą se za stołem, bez ruchu, bez ruchu,
Trzeba im postawić pijawki na brzuchu.
Nie widziałam jesce takiego dziwaka,
Jemu dają buźkę, on woła …
Te druhenki, to nic nie śpiwają
Przynieście Im słomy, to se polygają.
Przynieście im słomy, przynieście im siana,
To se polygają, będą spać do rana.
Naszą starszą druhnę wsadzimy na grusz
Drużbę na jabłonię, żeby śmiał się do niej.
Co wy my zrobicie, jak mnie wysadzicie,
Będę se siedziała, gruszki zajadała.
Nad Kamieńskim polem przeleciała wrona;
Na takie śpiwanie podniosła ogona.
Nasza starsza druhna śliczna jak laleczka,
A ten starszy drużba, jak po śledziach beczka.
Nasza starsza drużka worek żyta zjadła,
Wody się napiła, siedzi jak baryła.
Posłuchajcie wszyscy chłopcy i dziewczęta,
Jak nasz starszy drużba wysiadywał kurczęta.
Trzy tygodnie siedział, nie wiedział co robić,
Teraz starsza drużka z kurczętami chodzi …
Toczy się, toczy, wianeczek stokroci,
Spodobały mi się muzykanta oczy.
Muzykanta oczy, muzykanta mina
Tylko to nieszczęście, że majątku nima.
Ryczy krowa, ryczy, że nie wydojona
Płacze starsza drużka, bo nie ożeniona.
Nie rycz, krowo, nie rycz, my cię wydoimy,
Nie płacz starsza drużko, my cię ożenimy»
Za borem, za lasem pantofel znalazła,
Kto go wykupuje, pół litra kosztuje.
Dzisiaj już Pan młody bardzo nam się zmęczył,
Może starszy drużba teraz go wyręczy.
Nie na każdym polu owies się urodzi,
Nie każda synowa teściowej dogodzi.
Dogodzi, dogodzi, tylko będzie chciała,
Późno spać się kładła i rano wstawała.
Choinecka 1eci, popiołek się sypie,
spodobały mi się u Basisty slipie.
Popiołek się sypie, choinecka leci,
Nie wyjdę za wdowca, bo się boję dzieci.

     W dalszej części uczty weselnej, gdy się najedli, napili, starsze swawolnice wprowadziły przybraną w czepiec Młodą pod muzyką, zaśpiewały:

Oj, chmielu, chmielu, rozkoszne ziele,
Nie będzie bez ciebie żadne wesele.
OJ, chmielu, chmielu, ty rozpustniku,
Zdradziłeś Salusię na pastewniku,
Żebyś ty chmielu na tyczki nie lazł,
Nie robiłbyś ty z panienek niewiast,
Oj, chmielu, chmielu, rozkoszne liście,
Wzięlyście Salusię, zacypiliście.

     I tak dalej każdy z gości przetańczył z Młodą w kółko, kładł pieniążek na tackę, tańcując, śpiewano:

Rozkwitły, rozkwitły w lesie jagody,
Zacepić Salusię kazał Pen Młody.
Rozkwitły, rozkwitły na sadzie gruszki,
Zacepcie Salusię, kazały drużki...

     W końcu rozbawiona gawiedź śpiewała, tańcząc:

Nie będzies, Salusiu, drzewa rąbać,
Bo się przez twe plecy będzie łupać.
Myślałaś Salusiu, że ci będzie lepiej
Nieraz ci się powróz do plec przylepi.
A, moja Salusiu, nie będziesz już latać,
Bo musisz Jaśkowi stare portki łatać»
Po Podlesiu chodził, na piscałce piscał,
Wsy mu portki zjadły, bo se nie obiskał,

Chodziłem po świecie, wiem ci ja, co bida,
Zostawiłem portki sześć razy u Żyda.

     Zabawa u Panny Młodej się kończy, a w drugi dzień poprawiny u Pana Młodego, gdzie zostanie osadzona młoda gospodyni u swojej świekry teściowej.

     Na nowym:

Czar wesela minął, to wszystko za nami,
Odjechali goście, zostaliśmy sami,
Rozejrzeć się trzeba po swych nowych kątach,
Zaczęła od naczyń, już w kuchni sic krząta.
Mija pierwszy dzionek, gotować nie trzeba,
Gdyż z uczty zostało wiele wędlin, chleba
Pocałunków, pieszczot nie szczędzi wybranka,
Obsypując szczodrze kochanego Janka,
Nie płacz Hanusiu, nie smuć się /2xf
Wrócę z wojenki, wezmę cię /2x/
0,Boża, Boże, Boże mój,
Jakiż ten rocek smutny mój /2x/
Koszule na niej stargane,
Cztery niedzieli nie prana /2x/.
Cztery niedzieli, już piąta
Moja Hanusia się skrząta /2x/
Jak-byś ty Boga prosiła,
To-by się wojna skończyła /2x/
Ale ty Boga nie prosisz,
Jeno po nocach się włóczysz /2x/-
Za cóż -ci, za co, na wojenkę wzięto
Żem panienki kochał w uroczyste święto.
Cieszyły się matki synami, synami,
Synowie w Rzeszowie pod karabinami.
Nie będę się żenił, nie będę się śpieszył;
Będę pił, tańcował, i panienki cieszył.
Już-żem był w niebie z aniołami,
Ale mnie wygnali, bom się bijał z nimi.
Słonko już zza górki, choć to jeszcze ranek,
W nagrodę Panny Młodej wjeżdża sznur furmanek.

      A druhny tam śpiewały:

Wczoraj nie był, dzisiaj nie był, co to za przyczyna,
Czy go woda zamuliła, czy go inna namówiła.
Jeśli woda zamuliła, to może wyrzuci, wyrzuci,
A gdy inna przytuliła, to pewno nie wróci, nie wróci.

     Ojciec Panny Młodej wyszedł z muzykantami na spotkanie z przybyłym orszakiem Młodego, wita, częstuje wódką, Starosta wypił śpiewając:

Czemu-żeście, muzykanty, jałowo zagrały?
A pieniążki, a złotówki tobyście brały!

     A drużby z druhnami:

Po cóż my tu przyjechały, a cóż tu po nas,
Skoro nasza Pani Młoda nie wyszła do nas.
Po cóż my tu przyjechały, kiej nam nie radzi,
A spódnice zasmolone, brzydkie jak dziadzi.

     Druhny Panny młodej odśpiewały:

Podlesiany jadą, plecami rusają;
Pewno nie z parady, bo ich wsy kąsaj
Gołe wąsy, Jasiu, gołe wąsy mas,
Nie chciały cię nigdzie dziewki, na Cholewiano przylazłeś
Chwaliłaś się, Saluś, dostanies studenta,
A ty biezes Jaśka, co pasał cielęta.

 

Kto jest online


     Naszą witrynę przegląda teraz 8 gości 

Wsparcie działalności

 

Towarzystwo  Przyjaciół   Kamienia

 jest organizacją pożytku publicznego.

Można przekazać 1,5 % podatku

 W zeznaniu podatkowym należy wpisać:   KRS - 000 0037454

i deklarowaną kwotę podatku.

 

Wypełnij PIT on-line i przekaż 1.5% dla Towarzystwa Przyjaciół Kamienia

Copyright ? 2010 Towarzystwo Przyjaciół Kamienia. Design KrS, Valid XHTML, CSS