Wspomnienia z czasów okupacji - pani Franciszka Maziarz Drukuj
poniedziałek, 18 listopada 2019 19:48

     Wywiad przeprowadziła uczennica Szkoły Podstawowej w Kamieniu w latach dziewięćdziesiątych.

 

     "W 1940 r. w wieku 17 lat pani Franciszka Maziarz została wytypowana z gminy do wyjazdu na przymusowe roboty do Niemczech. Musiała zgłosić się do biura pracy w Rzeszowie, skąd została odtransportowana do Niemczech. Tam co kilkanaście kilometrów odpinano po 2-3 wagony i rozdzielano Polaków do pracy. Wagon, w którym znajdowała się pani Franciszka, odczepiono w Norymbergii i z tamtejszego biura pracy została przydzielona do pracy w Bawarii na dwustuhektarowym gospodarstwie. Po przyjeździe do gospodarzy dostała cokolwiek jeść i zaraz musiała zacząć pracę. Jej dzień pracy zaczynał się od godziny 3 rano i trwał przeważnie do 24. Robiła wszystko to, co trzeba robić w gospodarstwie.

     Przy pracy na roli nie można było rozmawiać, ani odpoczywać, gdyż pilnowano ich i rozmowę uznawano za stratę czasu. Jeżeli ktoś nie chciał pracować, zabierano go na posterunek, gdzie był bity i dostawał do jedzenia tylko suchy chleb i wodę, a kiedy kara nie poskutkowała, zabijano go.

     Po powrocie z pola [Franciszka Maziarz] dostawała kolację. Wszystkie posiłki jadła osobno, nie przy stole z gospodarzami. Po kolacji szła do obory do bydła. Miała do nakarmienia i do dojenia 25 krów. Następnie, po wykonaniu wszystkich prac w oborze, sprzątała w domu. Zmywała naczynia po kolacji, myła podłogi, robiła pranie. Wszystko było sprawdzane przez gospodarza, czy starannie zostało wykonane. Po całodziennej pracy kładła się na 3-4 godziny spać w swoim małym pokoiku.

     W zimę chodziła w drewnianych butach do lasu ścinać drzewa, następnie je przerzynała, rąbała, a oprócz tego zbierała gałęzie, które trzeba było wiązać w wiązki i wszystko ładnie układać. Jeżeli chciała gdzieś jechać, musiała mieć specjalne pozwolenie na piśmie od gospodarza i przypięty znaczek z dużą literą P, który oznaczał, że jest Polką.

     Kiedy zachorowała i nie mogła wstać, gospodarz, zamiast przyprowadzić doktora, poszedł na posterunek ze skargą, że nie chce pracować. Dopiero, gdy przyszedł posterunkowy i zobaczył w jakim jest stanie, posłał po lekarza.


     Po prawie czterech latach została przeniesiona do innej wsi. Tam już nie miała tyle pracy i była lepiej traktowana.


     Na robotach w Niemczech była do końca wojny, a po wojnie musiała czekać jeszcze bardzo długo na transport do Polski. W Niemczech straciła swoje najpiękniejsze lata, a złe traktowanie odbiło się na jej zdrowiu."

 

Tekst oryginalny: